"JavaScriptSDK"

czwartek, 29 listopada 2012

Listopadowe shorty

7 listopada 2012 roku


Młody zrobił pierwsze pół kroczku. Chciał do mnie podejść, ale grawitacja była bezlitosna i po pół kroku wywinął orła :):):)

EDIT:

On chodzi  Podszedł do mnie


***

Znacie to, że jeśli jest cicho, to jest dobrze... chyba, że masz dziecko.

Młody korzystając z mojej nieuwagi dorwał się do plecaka z zakupami, odpiął go i wyszukał sobie "plastelinkę" do ugniatania. Drożdże piekarskie. Na szczęście bardziej interesowało go ugniatanie ich niż jedzenie...

28 listopada 2012 roku



Kiedy w domu masz chwilę błogiego spokoju i ciszy, to znaczy, że Twoje dziecko właśnie ściągnęło sobie mydło w płynie, odkręciło je i zalało nim caaaałą łazienkę

poniedziałek, 5 listopada 2012

Luuuuz...

Nasze poranki...

Tymon piszczy o 6, więc biorę go do łóżka. Skacze po mnie przez godzinę, po czym zasypia. Na pół godziny. Budzi się i znowu po mnie skacze. Zestawiam go na podłogę i idę spać dalej. Tylko co jakiś czas otwieram jedno oko i sprawdzam czy żyje. O 9 pada. Biorę go do łóżka, śpi do 10. Potem skacze po mnie jeszcze pół godziny. I dopiero wtedy wstaję. Bo trzeba mu dać jeść.

Tak. Odpuściłam sobie.

Nie mam dość energii, żeby pracować do 1:30 - 2:00, a potem wstawać jak skowronek o 6 rano.

Zabezpieczam pokój, żeby nie zrobił sobie krzywdy, zostawiam mu zabawki. I śpię dopóki mogę.

Jakaś spokojniejsza jestem dzięki temu ;)

wtorek, 30 października 2012

Prezentacja siły

Dzieci, którym poświęca się uwagę, lepiej się rozwijają - stwierdzili naukowcy. 

Szkoda, że nie wspomnieli, że przy okazji zagarniają całość matki, nie pozwalają jej jeść, czy, NIECH CIĘ RĘKA BOSKA BRONI, kota pogłaskać. Kot jest wrogiem. Złodziejem wstrętnym  bo nadstawiając ten czarny kark, próbuje wykraść MOJĄ mamę. Kota należy pogonić.
Tymon pogonił wrzaskiem, jakiego nie powstydziłaby się horda atakujących harpii.

A teraz się dziwi, że kot na jego widok odwraca się i z godnością truchta w drugi koniec mieszkania.

poniedziałek, 29 października 2012

Październikowe shorty

9 października 2012 roku

Postanowiłam być dobrą matką i kupić Terroryście skarpetki antypoślizgowe, żeby mu ułatwić chodzenie po zdradliwych panelach.

Jego ulubioną zabawą w dniu dzisiejszym stało się ściąganie ich (skarpetek, nie paneli). 

A ślizga się dalej.


10 października 2012 roku

Zaczął mnie wołać o 7:20 (zazwyczaj o 5:00), po czym zasnął jeszcze przy mnie i obudził się przed chwilą (zwykle o 7:00). A ja nadal jestem niewyspana.

Babie nie dogodzisz... 


11 października 2012 roku

0:30, 2:45, 3:15, 5:10, 7:00...

Taaak... Wolałam jak wstawał o 7:20, bez żadnej pobudki.
Albo chociaż o 5:00...


13 października 2012 roku


A my umiemy cmokać w policzki :):)

16 października 2012 roku


Moje dziecko ma skłonności samobójcze.... Wspina się na wszystko, niezależnie od wysokości... Przed chwilą wszedł na dwa kartony - nie mam pojęcia jak - po czym malowniczo zsunął się za lodówkę...


18 października 2012 roku

Już brak mi sił i pomysłów... 

Do niedawna T. miał dietę dziewięcioskładnikową (marchew, dynia, burak, ziemniak, ryż, kukurydza, indyk, jabłko, oliwa z oliwek).

Kilka tygodni temu musieliśmy usunąć z niej buraczki bo zaczęły go uczulać. 

Wczoraj po dłuższym czasie dałam mu kaszkę kukurydzianą. Dziś jest cały w biało-czerwone plamy. Jak tak dalej pójdzie, to do jedzenia nie zostanie nam nic :/:/

22 października 2012 roku

Dwie godziny placzu - mleko nie,ręce nie, bawić nie, spać, nie, nie spać nie... 

Zombie mode: ON.

30 października 2012 roku

Młody jest ostatnio strasznie marudny...

Strzyga: A może w końcu mu idą zęby???
Pan Tata (uroczy uśmiech)
Strzyga: Co jest?
Pan Tata: Idą Kochanie. Od pół roku.







niedziela, 7 października 2012

Tak szybko...

To wszystko się dzieje za szybko. Wczoraj leżał zawinięty w becik w nutki i przewiązany błekitną wstążką na szpitalnym łóżku, a ja siedziałam obok w zakrwawionej koszuli i nie mogłam w to wszystko uwierzyć... A dziś zasuwa na czworaka, chodzi przy meblach woła "mama" żeby zwrócić na siebie uwagę, dostaje histerii, jak mu czegoś zabronię, kradnie jedzenie, wspina się na mnie, wtula się, podlizuje... Ma coraz więcej własnej woli i uparcie pokazuje mi, że nie da się ustawiać po mojemu (choćby miał zjeść ojcu buty). Jutro pewnie przyjdzie pierwszy raz pijany do domu.

Chciałabym zatrzymać czas, albo nawet go cofnąć żeby znowu był taki całkiem maleńki i taki idealnie, stuprocentowo mój...

sobota, 6 października 2012

Shot

Terrorystę słychać, ale go nie widać. 

Gdzie się schował? 

Podpowiedź - jest zadowolony 

(Odp. pod suszarką. Usiadł i ściągał mi pranie)

piątek, 5 października 2012

poniedziałek, 1 października 2012

FB-shot 5

Odwiedziny Babć, Dziadków, cioć i Wujków są bardzo miłe, budujące i poprawiają nastrój. 

Z kolei wstawanie co pół godziny do rozpaczliwie płaczącego, przebodźcowanego T. jest adekwatnym wyrównaniem za tę niezasłużoną przyjemność.

Ciężka noc.

czwartek, 27 września 2012

FB-shot 3

Przespał siedem godzin bez pobudki.  

-25 do worów pod oczami 

***

Zepsułam dziecko. Puściłam "Pokonamy Fale" i teraz musi lecieć w kółko, bo inaczej zaczyna płakać.

Geniusz, geniusz po prostu...

***

A myślałam, ze tylko Terrorysta jest taki żarłoczny ;)
Rodzina addamsów

środa, 26 września 2012

FB-shot 2

Już się przyzwyczaiłam, ze od 6 rano śpimy ściśnięci we trójkę, albo nie śpimy w ogóle. Ale żeby Matkę Swoją Rodzoną w ogóle z łóżka wywalić i zmusić do spania na miniaturowej kanapie? 

Zero litości...

***

Podsumowując usypianie:

wtorek, 25 września 2012

FB-shot 1

Terrorysta włączył opcję naręczną i albo go noszę, albo ryczy. Jeśli nie ryczy podczas nienoszenia to znaczy że śpi. Ewentualnie umarł...

...nie umarł. Oddycha.

Z placu boju

Z zapalenia gardła zrobiło się zapalenie oskrzeli i początki zmian na płucach.

Dzięki temu pół dnia spędzam próbując ukoić moje marudne i płaczliwe dziecko, wycierając cieknący nosek i głaszcząc po smutnej buzi, a resztę czasu modlę się, żeby się nie obudziło i usypiam od nowa jak zły kaszel przebudzi. Momentami mam szczerą i trudną do opanowania ochotę wyskoczyć z tego naszego czwartego piętra


środa, 19 września 2012

A ja rosnę i rosnę ;)

Chorujemy.

Terrorysta od dwóch tygodni kaszle. Mnie chwyciło przedwczoraj. Ogólnie bardzo mi się poszerzył zasób brzydkich słów w związku z tym ;)
Dziś byliśmy u Pani Doktor i Terrorysta już lepiej, mamy odstawić syropki i tylko pryskać gardełko Hascoseptem. Ja gorzej - ostry nieżyt gardła, dostałam syropki, tabletki i też Hascosept.  Poradzimy sobie.

Bardziej mnie martwi uparcie zielona zawartość pieluszki Terrorysty. Bo w sumie przydałoby się co dodać do diety, tylko jak? Jeśli dodam teraz to nie będę wiedziała, czy toleruje czy nie. :/ Więc od miesiąca nie wprowadzamy żadnych nowości. Biedny ten mój smyk :/

***

Z pozytywów:

Poszerza nam się zasób słownictwa. Do "detetetete", "blebleble" i "bababababa" doszły ostatnio "nyyn", "mamamama" i, moje ulubione, "arbarbar". Do tego zwiększyła się różnorodność wrzasków i pisków ;)

Chodzimy przy meblach. No, może uczciwiej by było: "próbujemy chodzić przy meblach", ale "chodzimy" brzmi tak dorośle ;)

Terrorysta opanował trudną sztukę kucania. Teraz jak wstanie (co potrafi już od dawna) i chce z powrotem usiąść to powolutku kuca i dopiero pada na tyłek :) Cudny z tym jest. No i nie muszę tak drżeć ż jak się zmęczy to się przewróci :)

Robimy po mieszkaniu wyścigi na czworakach :)

Szantażujemy :) Zaczął się etap leku separacyjnego :) Jak wychodzę z pokoju to mały zaczyna piszczeć Cudownie być tak kochaną. Chociaż czasem chciałabym się spokojnie wysikać... ;)

sobota, 1 września 2012

Strzygopłaczki pt. 4


Żal mi Terrorysty.


Bo ma odparzoną do krwi pupę.
Bo boli go brzuszek.
Bo ma biegunkę.
Bo nie trawi niczego co zje - poza nutramigenem.
Bo jest marudny i nieszczęśliwy.

Wszystko przez kaszkę z bobovity - ryżową z brzoskwiniami. Bo matce się wydawało, że skoro ryż i brzoskwinie są okay, to kaszka też będzie. I co? I g***o. Bo W kaszce jest coś jeszcze, o czym "zapomnieli" wspomnieć na opakowaniu. Nie wiem co to, ale moje dziecko przez to cierpi.

A ja razem z nim.

I mnie też mi żal.

Bo dieta eliminacyjna.
Bo mam wyrzuty sumienia za każdym razem, kiedy coś mu zaszkodzi.
Bo może coś zjadłam nie tak.
Bo nie najada się moim mlekiem i po 15 minutach intensywnego ssania piersi potrafi wypić 240 ml nutramigenu.
Bo jest jeszcze poczucie winy, że już nie chcę karmić.

***

A z dobrych rzeczy - Terrorysta nauczył się sam wstawać w łóżeczku :) Nie wiem jak my go teraz będziemy kładli spać, skoro natychmiast po wsadzeniu do łóżeczka podnosi się do pionu i smieje się radośnie, ze nam taki psikus zrobił :):):)

środa, 22 sierpnia 2012

Alergik totalny

Zrobiliśmy dziś testy alergologiczne. Wychodzi na to, że Terrorysta jest uczulony na wszystko. Na białko mleka krowiego (a nie mówiłam?), na gluten (a nie mówiłam?), na cytrusy i banany (a nie mówiłam?). I z jednej strony wiem, że testy u dzieci poniżej trzeciego roku życia są niemiarodajne, że układ immunologiczny niewykształcony i blablabla... A z drugiej całą sobą mam ochotę wykrzyczeć: Widzicie?!, Widzicie, do diabła?!

Już nikt mi nie powie, że jestem histeryczką. Że sobie wymyślam, że mam nie przesadzać. Nikt nie wsadzi mojemu dziecku w rękę pajdy chleba z masłem. Nikt nie ośmieli się zaproponować pomarańczki.

Teraz moja walka z wiatrakami to już nie "gdybanie". Mam broń - mały druczek - i nie zawaham się jej użyć. Bo to mój syn i będę o niego dbać.


***


Śmieszki na placu zabaw



Ja też chce brać udział w remoncie ;)



Pierwsza bryka - tylko jak zatrąbić? ;)



poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dołek

Jestem padnięta.

Myślałam, ze kiedy Terrorysta nauczy się raczkować, moje życie stanie się prostsze... Nic bardziej mylnego. Raczkowanie jest fajne, ale coś za wolno idzie więc co chwile jest ryk, żeby gdzieś go przenieść. Poza tym Książe Pan nauczył się wstawać i w związku z tym chciałby chodzić... I wytłumacz tu takiemu, że na chodzenie jeszcze stanowczo za wcześnie...

Dodatkowo dochodzą problemy z jedzeniem (chore gardełko, więc z jednej strony płacz, bo chcę jeść, z drugiej płacz, bo jedzenie boli) i spaniem (jestem chory, cierpiący i żądam spać z Mamą). Pan Tata wczoraj zrezygnowany przeniósł się na kanapę, a ja mimo opinii ekspertów nie jestem wyspana, zrelaksowana i wypoczęta po nocy spędzonej w łóżku z niemowlęciem (którejś z kolei swoją drogą). I walczę ze sobą bo jest  100 000 rzeczy które chciałabym zrobić a w dzień nie mam jak, bo Terrorysta nie pozwala, a z drugiej strony wiem, że jak nie położę się spać natychmiast, to jutro będzie jeszcze gorzej...

piątek, 10 sierpnia 2012

Leń

Terrorysta śpi więc powinnam sprzątać...

Wróciliśmy do domu prawie tydzień temu, a ja nadal nie jestem w stanie się ogarnąć. Tzn. Wyprałam już połowę rzeczy i nawet te, które wyschły są w szafach. No, mnie więcej... Ale za to podłoga, półki? Dość powiedzieć, ze Terrorysta nie musi szukać zabawek, bo są zawsze w zasięgu łapek.

Ale...

Raz, ze się nie chce.
Dwa, ze mnie przerasta poziom bałaganu i wolę go ogarniać stopniowo.

Dziś pranie, jutro półki, za 10 lat zabawki Terrorysty.

***


A póki co...





Śpioszek


Wędrowniczek


Żarłoczek 

wtorek, 24 lipca 2012

Fotoreportaż z wakacji ;)

Zaręczona


Ostrzyżona



W gronie rodziny :



 (Terrorysta z Babcią i Dziadkiem)


(Terrorysta z chrzestnym)


(Wdzięczymir)

czwartek, 19 lipca 2012

Wakacje! Wakaaaacjeeeee!

Dobrze wiedzieć, że po miesiącach, a nawet latach bez spotkania można rozmawiać ze sobą jakby ostatnio widziało się wczoraj. Dobrze wyjść na plotki z taką jedną Rudą Jędzą, złazić Władysławowo z Przyjacielem jeszcze z podstawówki i obgadać wszystkie filmy, które ostatnio się obejrzało i te, które niedawno wyszły. Dobrze wiedzieć, że ktoś tu jeszcze robi imprezy historyczne. I że najbardziej stresujący dla Pana Taty znajomy ułożył sobie życie i wydoroślał.

Starzejemy się. :)))

Może nie będziemy już pili wina na plaży, nie trzeba nas będzie zanosić do domów, nie będziemy drzeć ryja w knajpach razem z kapelą, ale cholera. Nadal jesteśmy. Przeszłość jest ważna. Dzięki niej jesteśmy tym, kim się staliśmy. I cieszę się, że nie zabił nas brak kontaktu, ostre słowa, czy niespełnione oczekiwania.

***

Dzisiaj Lalla, Daruszka i Baź. W przyszłym tygodniu dojeżdża Pan Tata i nawet załatwiłam nam wolny wieczór, bo Babcia przejmie opieke nad Terrorystą :):):)

I czego więcej mogłabym chcieć :):):)

Uciekamy cieszyć się życiem.
Pozdrawiamy z deszczowego Władysławowa. :)

środa, 4 lipca 2012

Big Boy

Terrorysta jest już prawdziwym mężczyzną - interesuje się motoryzacją (pierwsze autko), multimediami (pierwszy telefon) i informatyką (pierwsza klawiatura). Jest też mądrym człowiekiem, gdyż potrafi odróżnić substytuty od oryginałów. Telefon, który nie działa, nie jest interesujący. Klawiatura podobnie. Tylko autko święci triumfy, pewnie dlatego, że nie mamy samochodu i nie wie, jak być powinno.




Oprócz nowych gadżetów, mamy też kolejne postępy w rozwoju - rozwija się naszemu chłopcu głównie poczucie humoru. Nie ma nic śmieszniejszego niż mama, która kichając walnie się w głowę. Albo tata, który się potknie. Ewentualnie może być jakieś "a ku ku", albo pierdzioszki, ale, wiadomo, efekt już nie ten... Doprawdy, nie mam pojęcia, po kim to takie złośliwe??

Poza tym coraz sprawniej wychodzą Smykowi przewroty na brzuszek. Coraz lepiej radzi sobie z chwytaniem. I to - uwaga - zarówno rękami jak i nogami. Nogi w ogóle stały się ostatnio przebojem. Można nimi machać z radości, albo kopać w irytacji, można smyrać, wkładać do buzi i chwytać nimi przedmioty. Czy znacie lepszą zabawę? :)

 No i chyba najważniejsze - możemy już jeść :) Gotuje rzecz jasna Matka. Na razie jadłospis dość nudny, bo składa się tylko z marchwi i ziemniaków, ale za chwilę dojdzie ryż, dynia, jabłuszko, a potem mięsko.


sobota, 30 czerwca 2012

Zęborwije

Od zawsze (a konkretnie od roku 1994) panicznie boję się dentystów.

Zaczęło się od "miłej" Sadystki, której nie chciało się czekać, aż znieczulenie zacznie działać i wyrwała mi piątkę na żywca, dodatkowo zostawiając część korzenia. Z tym korzeniem chodziłam ładnych parę lat, zanim zaczęło mnie boleć pół twarzy i paskudztwo trzeba było wyrwać.

Tu popisała się druga Mądralińska, która co prawda doskonale znieczuliła na czas rwania (a nie obyło się bez nacinania dziąsła i szycia), ale za to nie przepisała nic na czas gojenia - wracałam do niej na drugi dzień, płacząc z bólu. I znowu na parę lat dałam sobie spokój.

Potem był jakiś podstarzały idiota, który pociął mi dziąsła przy borowaniu i nie wróciłam do niego mimo, że ząb był zatruty i trzeba było się koniecznie pojawić na dokończeniu leczenia. Ten ząb nadal jest niewyleczony swoją drogą...

No i wreszcie Doktor Michał, do którego zaprowadziła mnie koleżanka (a była na tyle cudowna, że wzięła wolne z pracy i siedziała zer mną w poczekalni, a potem czekała, aż skończy robić ten ząb). Doktor Michał był moim ideałem dentysty - na pierwszej wizycie dał mi podwójną dawkę znieczulenia, bo powiedziałam mu, że się go boję. Trzymało mnie do wieczora i lęk został przełamany ;) Naprawił mi trzy najbardziej zagrożone zęby, a potem niestety się przeprowadziłam.

Zaszłam w ciążę, urodziłam Terrorystę i jakoś temat dentysty zniknął. Dopóki ból nie zaczął rozsadzać mi połowy szczęki, ucha i oka. Ciocia Pana Taty poleciła mi swoją Dentystkę i niezbyt chętnie, ale poszłam. Pani Doktor ma genialne podejście. Tyle mogę powiedzieć po jednej wizycie i w oczekiwaniu na drugą.

Niestety, mój pech sprawił, że ząb, który zatruła się ułamał, a dwa dni po ułamaniu znowu zaczęło boleć pół szczęki... I teraz siedzę, modląc się, żeby to nie było zapalenie okostnej i układam sobie w głowie przemówienie, które ma wzbudzić litość u Pani Doktor, tak żeby załatwiła wszystko na raz... No i jeszcze, żeby jakimś cudem obyło się bez leków, bo jak mam karmić Dziecię moje łykając jakieś proszki?? A do 12 tak diabelnie dużo czasu...

czwartek, 28 czerwca 2012

Kokoszka Smakoszka

Terrorysta pięknie poradził sobie z zapaleniem oskrzeli. Flukonazol pięknie poradził sobie z grzybicą. I dostaliśmy wreszcie zielone światło dla rozszerzania diety. Dumna matka  pobiegła więc do sklepu po słoiczek z marchewką. A potem na targ po świeżą marchew, bo cena słoiczka wywołała u niej pusty śmiech.

I tak sama, z własnej woli wlazłam w buty matki-kwoki, która obiera marcheweczki i gotuje je na parze, żeby nie traciły witamin. I dobrze mi z tym, bo mój mały chłopczyk docenia starania mamusi. :)

A w przyszłym tygodniu serwujemy ziemniaki ;)

środa, 27 czerwca 2012

Odmóżdżamy ;)


Mianowała: Mom, Free Spirit.

Zasady:
- Odpowiadamy na jedenaście pytań podanych przez pytającego.
- Mianujemy kolejnych jedenaście.
- Wymyślamy nasze jedenaście pytań.


Od Mom:


1. Sen czy jawa - jawa2. Wspomnienie czy plan - plan
3. Kłótnia czy milczenie - kłótnia
4. Krzyk czy szept - krzyk
5. Wiara czy nadzieja - nadzieja
6. Herbata z cytryną czy kawa z mlekiem - kawa z mlekiem :D
7. Wanilia czy czekolada - zawsze czekolada
8. Perfekcjonizm czy margines błędu - margines błędu
9. Sztuczny śmiech czy szczery szloch - sztuczny uśmiech. Nie umiem się otwierać
10. Planowanie czy spontaniczność - planowanie, niestety
11. Uparta walka czy umiejętność poddania się - uparta walka


Od Free Spirit:


1. Laptop czy komputer - komputer
2. Schody czy winda - winda
3. Radio czy płyta - płyta, bo nie ma radia dla mnie
4. Program muzyczny czy program taneczny - program muzyczny
5. Słodkie czy słone - słodkie
6. Pociąg czy autobus - pociąg, autobusy są straszne
7. Kwiaty doniczkowe czy kwiaty cięte - kwiaty doniczkowe
8. Kierowca czy pasażer - pasażer
9. Buty płaskie czy na obcasie - buty płaskie, męczę się na obcasach
10. Pomadka czy błyszczyk - pomadka. Błyszczyki się kleją


Nominuję: Dorotę, Żonę Programisty, Bajkę, Kobietę na Szpilkach, Szu, Świeczkę, Tylko spokojnie, Bebe, PepperAnn, Kurę, Horyłkę


Pytania:


1. Kino czy DVD?
2. Deszcz czy śnieg?
3. Torebka czy plecak?
4. Koronki czy bawełna?
5. Szymborska czy Tuwim?
6. Hotel czy pole namiotowe?
7. Blisko natury czy mocno nowocześnie?
8. Serwis naprawczy czy samodzielne majsterkowanie?
9. Jedynak czy trojaczki?
10. Cappucino czy Latte?
11. Kariera czy rodzina?

Zły Strzyg

Walki ciąg dalszy.

Już myślałam, że będzie dobrze, że zaakceptuje tę cholerną mieszankę... Już w nocy wypił prawie cała butelkę...

A rano? Bunt. Nieważne czy z moim mlekiem czy sama... Nie będę tego pił. Przez sześć godzin nie ruszył nic. Potem ok. 100 ml (po posmarowaniu dentinoxem, bo może jakimś cudem ząbki). I dalej już tylko gorzej. Płacz, płacz, płacz. Z głodu, a zaraz potem jeszcze głośniejszy, bo matka idzie do mnie z butlą.

Moje dziecko nigdy nie było tak nieszczęśliwe. Nawet, gdy leżeliśmy w szpitalu i wkłuwali mu igły... Nawet po szczepieniu...

I pękłam...

Teraz śpi. Spokojny, najedzony, a ja znowu ryczę jak głupia, że tak go męczyłam

niedziela, 24 czerwca 2012

[*]

Siedzę przed komputerem, a łzy jak grochy spływają mi po policzkach. Weszłam na bloga Chustki i spojrzałam na jej linki, a tam w długim słupku adresy blogów ze świeczkami. Jak zahipnotyzowana otworzyłam pierwszy i wylało się na mnie bezgraniczne cierpienie,niezrozumienie, strata i żal tych najbliższych. Tych, którzy razem z nimi walczyli z chorobą. I kiedy tak siedziałam sparaliżowana smutkiem i buntem, przypomniał mi się blog, na który trafiłam dawno temu. Blog pisany przez mamę dziecka, które wpadło pod samochód i umarło. Dwa lata jej pełnych bólu wpisów.

Siedzę i płaczę z żalu nad każdym, kto stracił wszystko. Nadzieję, wiarę, dziecko, żonę, męża, przyjaciela. Siedzę i płaczę ze szczęścia, bo mój syn i mój przyszły mąż śpią bezpiecznie tuż obok mnie.

piątek, 22 czerwca 2012

Strzyga wieczorową porą

Na zły czas trafiło odstawianie Terrorysty od piersi... Liczę sobie, liczę, i jak nic mi wychodzi, że jak pojedziemy do Babci Eli, to już będzie tylko na Nutramigenie. I co? Mam ze sobą wieźć te puszki? Zapas na półtora miesiąca? Czy recepty wykupić na miejscu? Ale ile puszek będziemy potrzebować? A jak nam zostanie? To wieźć z powrotem? Bo po wakacjach to chyba dopiero na święta pojedziemy. To jak otwarta puszka zostanie, to się już nie będzie nadawać...

Ciężka sprawa...

***


Oglądam filmiki... I cieszę się, że tak pieczołowicie je nagrywam (kolekcja składa się z ok. 40-stu nagrań), bo czy za dwa lata będę pamiętać, że jeszcze niedawno mój  syn miał dwa tygodnie i wyglądał tak:




Z jednej strony mam ochotę pobiec i go wycałować... Z drugiej - nie po to go godzinę usypiałam, żeby go teraz obudzić i zaczynać zabawę od nowa ;)

czwartek, 21 czerwca 2012

Przybij piątkę

Minęło już pięć miesięcy. Pięć miesięcy śmiechu, łez, bezradności i euforii. Macierzyństwo jest fajne, chociaż czasami masz ochotę wyskoczyć z okna, kiedy Twoje dziecko trzecią godzinę rozpaczliwie płacze, a Ty nie masz pojęcia o co chodzi. Albo kiedy wstajesz co godzinę w nocy, żeby tego małego terrorystę nakarmić. Albo kiedy ma AZS, zapalenie oskrzeli i jakby tego było mało chyba idą mu zęby. Ale więcej jest miłych chwil - nawet strużka śliny spadająca na Twój policzek z rozdziawionego w pełnym miłości uśmiechu otworu gębowego Twojego smyka ma w sobie coś magicznego...

Tyle z rzeczy dobrych... Z rzeczy złych.

Pan Tata dostał rozwód co samo w sobie jest rzeczą dobrą, bo w końcu jest tylko nasz, możemy wziąć ślub i tym podobne miłe bzdurki. Niestety wraz z rozwodem dostał wyrok w sprawie alimentacyjnej i od dziś przez minimum 20 lat musi płacić na Gabrysia 300 złotych, a na Miriam możliwe że dożywotnio 500 (bo jest dzieckiem niepełnosprawnym). Żeby nie było - ja nie mówię, że na dziecko się tyle nie wydaje, zwłaszcza na niepełnosprawne. Niejednokrotnie wydaje się o niebo więcej i jest to uzasadniony wyrok. Mówię tylko, że nas na to nie stać. Ze wyrok ten krzywdzi moje osobiste, własne, 22 godziny rodzone dziecko. Bo albo zapłacimy, tyle ile Sąd zasądził i nie zapłacimy za mieszkanie, jedzenie i pieluchy, albo nie zapłacimy całości tylko np. połowę i będzie nam rósł dług alimentacyjny, który przecież kiedyś trzeba będzie spłacić...

Ciekawi mnie co teraz. Póki co decyzja sądu dopiero do mnie dociera i jestem dziwnie spokojna. Nienaturalnie wręcz... Ciekawe jak wielki będzie wybuch, kiedy już do mnie dojdzie co właśnie się stało...

wtorek, 19 czerwca 2012

Perypetie żywieniowe Pt. 1

Wypróbowaliśmy Bebilon Pepti - niedobrze. wysypka, nasilająca się bezpośrednio po jedzeniu, męczące gazy, no i ten smak... Dodatkowo spróbowaliśmy dać Sinlac. Paskudztwo jest pyszne, hipoalergiczne, bez glutenu, białka mleka krowiego itp. Co z tego, skoro jak tylko podaliśmy, wysypka się nasiliła. Do tego trzy dni niekarmienia ze względu na leki i już widać efekty w postaci niemal całkowitego zaniku pokarmu. Kocham to, jak wpływa na mnie stres...

Wczoraj dostaliśmy receptę na Nutramigen. Smak... Lepiej nie mówić, Pepti to przy nutramigenie RARYTAS-PYCHOTKA. Podałam póki co jedną butlę a poza tym męczę siebie i Tymona próbując coś wykrzesać z moich zbuntowanych cycków. Jedno co dobre to że na razie nie zauważyłam nasilenia wysypki. Gazów tez nie było. Może mu podpasuje. Jeśli - to za dwa-trzy tygodnie zaczynamy rozszerzanie diety. Najpierw wyleczymy skórę po Pepti i Sinlacu i pozbędziemy się zapalenia oskrzeli.

Plany są. Sił trochę mniej, acz muszą wystarczyć. Przecież nikt oprócz mnie mu nie pomoże.

I tylko wkurzają mnie ludzie dookoła. Ich głupota, brak zrozumienia, tępy upór w udzielaniu durnych rad. Gdyby nie Matki Wariatki i taka Jedna Jedyna Dorota, chyba bym oszalała z bezsilności i braku wsparcia...

czwartek, 14 czerwca 2012

Leń

I pytam się: Co z tego?

Co z tego, że dziś ma przyjść kuzynka z narzeczonym na kawę?
Co z tego, że obiad będzie odgrzewany z wczoraj?
Co z tego, że przydałoby się wyprać, porozwieszać wyprasować?
Co z tego, że łóżko rozbebeszone?
Co z tego, że nie mam makijażu, a nawet wyskubanych brwi?

Ja całuję małą buźkę. Łaskoczę okrąglutki brzuszek. Słucham kołysanek i uśmiecham się pod nosem z mojego Szkraba.

A on?

On nauczył się udawać kaszel. Próbuje raczkować, co sprowadza się do wbicia twarzy w podłożę i podnoszenia dupki do góry i usilnym odpychaniu się nóżkami. Nauczył się zjadać stópki. I ściągać skarpetki. Nawet raz udało mu się przekręcić z plecków na brzuszek. Nauczył się, jakże szybko, pić mleko z butelki i nawet mi tę butelkę zabiera.

Nauczył się, że Mama nie może znikać. Kiedy znika, z pola widzenia trzeba natychmiast rozpaczliwie zapłakać, bo jeszcze się okaże że zniknęła na zawsze. A przecież tego by maleńkie serduszko nie zniosło. więc płacze rozpaczliwie, a Mama szybciutko wraca. Chyba go kocha, skoro tak wraca.
Nauczył się gruchać jak gołąbek za każdym razem, gdy go tulę, całuję lub głaszczę.


***

No i wreszcie poznał swojego brata.

Razem wyglądają tak:


Trochę mi żal, że Gabryś Terrorysty się trochę boi, trochę brzydzi, ale czego się spodziewać, skoro nigdy wcześniej go nie widział, a Terrorysta powitał go z oślinioną ręką w buzi. Którą to ręką próbował go potem złapać za nos. Bo Terrorystę Gabryś zachwycił. Jak wszystko dookoła ;)


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Macierzyństwo kontrastowe


Dziś jest dzień samotnego siedzenia z Terrorystą. 
Dzień wyrzutów sumienia i perfidnie gorzkiej nystatyny. 
Dzień spania na mamie, albo obok mamy, bo świat jest zły, coś boli i potrzeba morza miłości, czułości i cierpliwości, żeby w ogóle usnąć...
Ząbkowy, bólobrzuszkowy, albo może bólogardełkowy. W każdym razie niedobry i budzący zrozpaczony płacz, gdy tylko mama zniknie z pola widzenia.
Dziś jest dzień, gdy myślę tylko o tym, żeby pobiec do apteki, kupić bebilon pepti dla mojego małego alergika i zakończyć tę mękę z piersiami, w których pokarmu jest mało, i przy których karmienie boli... Tak egoistycznie, kompletnie bez brania pod uwagę tego, co dla Terrorysty najlepsze.

Niech już będzie jutro, żebym mogła się uśmiechać, a nie chmurzyć czoło...
Jednocześnie jest to dzień, gdy mój Skarb śmieje się do mnie na całe gardło, wbija mi w żebra malutkie stópki, gdy akurat to złe coś, co się w nim zalęgło, nie dokucza.
Taki tulaczkowy i pełen bliskości
Taki, w którym sama siebie kopie w dupę i chowam receptę na mleko na dnie torby.
Dzień spaghetti, które czeka na powrót Pana Taty.


Niech trwa, bo każdy nasz dzień razem powinien trwać wiecznie.


środa, 30 maja 2012

Mały, agresywny terrorysta ;)

Moje dziecko na mnie KRZYCZY.

Dokładnie tak. Nie piszczy, nie płacze. Krzyczy i w tym krzyku słyszę złość i zniecierpliwienie (jakim prawem mi zakładasz ubranie, kobieto!). 

Jestem cholerykiem, nadwrażliwcem i strasznie nie lubię jak się ktoś na mnie wydziera. Ostatnio jak zdarzyło się mojej siostrze to mało brakowało, a zarobiłaby w dziób. Ale ten mały, uparty, czteromiesięczny potworek wzbudził tylko moją czułość i dumę. 

Zobaczcie. Mój syn nauczył się krzyczeć. 
Zobaczcie. Mój syn nauczył się pacać mnie łapką jak jest zły.
Zobaczcie. Mój syn nauczył się szarpać mnie za włosy. 
Zobaczcie. Mój syn nauczył się piszczeć, jak mu się coś (nie)podoba. 
Zobaczcie. Mój syn nauczył się "pierdzieć" wargami - i to z wytkniętym językiem (dzięki czemu jest cały w spienionej ślinie).

Matka to dziwaczne stworzenie, nie sądzicie :)

***


A oto pierwszy piknik Tymona - Terrorysty :)

czwartek, 24 maja 2012

Paskudziaki


A więc...

Po pierwsze walczymy z pleśniawkami. Póki co Tymon wygrywa (zniknęły,  pojawiły się, i znów znikają), ja przegrywam, bo mnie zaraził i cierpię... Powoli wyczerpują mi się pomysły - karmienie naturalne jest koszmarem, karmienie butelką odpada, bo Tymon się zawziął i  "nie będzie tego jadł". Dziś udało mi się go namówić na karmienie piersią z nakładką  - fajnie, tylko silikon jest idealny do gryzienia, więc nie mogę powiedzieć, bym czuła ulgę..

Po drugie skończyło się nam cztery miesiące, co uczciliśmy kilkoma nowymi sztuczkami - Tymon potrafi już złapać się za stópki i kołysać na pleckach, gama wydawanych dźwięków zwiększyła się o radosny i obrażony wrzask, a dodatkowo z coraz większym uporem podciąga się do siadu.

Tyle jeśli chodzi o Smyka.



 Zaś jeśli chodzi o Mamę...

Ścięłam włosy :)

Nadrabiam zaległości książkowe - jak zwykle w tempie Speedy Gonzalesa - dwa tomu Pieśni Lodu i Ognia przeczytane w przeciągu pięciu dni (Tatuś czyta średnio jedną książkę miesięcznie :P); serialowe - zakończone Dead like Me, my name is Earl, Supernatural i Fringe.

No i leży sutasz... Może kiedyś, kiedy czasu będzie więcej, a zmęczenia mniej.


wtorek, 8 maja 2012

Kompromisy

Jest coś pięknego w tym, jak dziecko zmienia nasze życie, pozbawia przyzwyczajeń, które mieliśmy, dając w zamian nowe, zmusza do zweryfikowania poglądów.

Na spacery i zakupy w miarę możliwości chodzę przez pola - Tymon boi się ciężarówek, przejeżdżających przelotówką przez Rawę.
Skończyło się spanie po 10 godzin - Ktoś domaga się jedzenia w środku nocy i zabawiania bladym świtem.
Ulubione seriale oglądam chodząc po pokoju z Tymonem zawiniętym w chustę, albo kiedy śpi, a nie w nocy, jak było zanim się pojawił.
Nie słucham Myslovitz, Hey, czy Happysadu, tylko piosenki dla dzieci lub dorosłe, ale radosne, proste i rytmiczne.
Byłam zagorzałym przeciwnikiem smoczka? Tymon zasypia ze smoczkiem, bo zwyczajnie go potrzebuje.
Obiecałam sobie, ze ominę etap picia z butelki? Dziś kupiłam drugą, bo mój Skarb pije więcej niż jestem w stanie wyprodukować, a na niekapek za wcześnie.

I cudowne jest to ustępowanie dziecku :) Wbija w dumę, bo robię to dla Tymka. bo przełamuję egoizm, żeby jemu było lepiej...

A oto najpiękniejsza nagroda za matczyną uległość:



niedziela, 6 maja 2012

Laugh&Learn

Śmieje się.
Na całe gardło.
Z niewyobrażalną, namacalną radością i energią 3,5 miesięcznego niemowlęcia.

A ja śmieję się razem z nim, choć jakaś część mnie ma ochotę rozpłakać się ze wzruszenia. Mój duży, silny, radosny, roześmiany chłopiec. Mój Ancymonek.

piątek, 4 maja 2012

Żółte kalendarze

Mam silne poczucie, że robię za mało.
Jakoś brak mi kreatywności, pomysłu na siebie i silnej woli potrzebnej do samorealizacji.

Kiedyś jeszcze pisałam wiersze, nawet załapałam się na publikację w Esensji
Potem była przygoda z lekko pornograficzną, a lekko autobiograficzną prozą (ta, autobiograficzną... raczej życzeniową - jaka chciałabym być, ale brak mi odwagi i polotu) i blogiem literackim, na którym zamieściłam to, co udało mi się wypocić. 
A potem już równia pochyła... Trzy nieskończone wiersze na dnie szuflady, wordowy plik z napoczętym opowiadaniem, które miało być książką, a nie jest nawet wprawką. Kiepski "obraz" w formacie A4 ukryty w segregatorze.

Wypalona frustratka rocznik 88.
Marzenie każdego szydercy.

I jednak czasami żal niedopełnionych marzeń, głupstw, których nie zrobiłam, choć tak bardzo korciły. Żal nieprzespanych nocy na twórczym haju, lekkomyślnych decyzji, błędów, które popełniłam, a których jakoś nie żałuję.

Żal mi tej dziewczyny, która miała pstro w głowie. Którą już nigdy nie będę mogła być...

niedziela, 22 kwietnia 2012

Sweet Home Alabama

Potrzebuję ich.

Tak po prostu, jak powietrza.

Obecność, bliskość Pana Taty.
Uśmiechy i piski Tymona.
Zapach płynu do płukania tkanin i wiatru, gdy otworzę drzwi na balkon.

Spełnione marzenie, które czasem daje kopa w tyłek.

***

Nie rozumiem, jak mogłam żyć inaczej, z dnia na dzień, bez planów, bez oparcia.
Budzić się we własnym (pustym) łóżku, mieszkać sama (samotna) i nie mieć zobowiązań (sensu istnienia).

środa, 11 kwietnia 2012

Detoks

No dobrze... Trochę tęsknię...
Trochę więcej niż trochę, bo już kupiłam bilet na sobotę, żeby poczuć się bliżej Taty.
I szlag mnie trafia, że nie dzwoni. I że tak mało pisze.

Mimo wszystko będę się upierać, że pozostanie u Dziadków tydzień dłużej niż Tata było zasadne, potrzebne i dobre.

***

A Tymon rośnie i zaskakuje...

Nauczyliśmy się chwytać grzechotki i nimi potrząsać, od trzech dni próbujemy się podnosić z pozycji na pleckach (tzn. napinamy mięśnie karku, żeby unieść główkę i podkulamy nóżki, bo wtedy lepiej nam idzie), a dodatkowo dzisiaj pierwszy raz władowaliśmy do buzi grzechotkę (niesmaczna była i twarda jakaś).

Skończyły się czasy wygodnego noszenia - teraz chcemy wszystko zobaczyć, wiercimy się, podnosimy głowę, odpychamy rączkami i nóżkami, napinamy się i ogólnie robimy wszystko by jak najdokładniej obejrzeć otaczający nas świat ;)

***

Wujek Karol czyta Kokoszkę Smakoszkę

Złapałem! Widzisz, Ciociu?

Ta wredna okularnica to moja siostra. Jak ją spotkacie na ulicy, to możecie odstrzelić ;)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Uppps...

Strzyga: Kochanie. Ty MUSISZ schudnąć. Ty masz 10 kilo nadwagi! Musisz zgubić to 10 kilo...
Pan Tata: A Ty to 10 centymetrów.

Obraziłam się śmiertelnie.
Jak można wypomnieć kobiecie 10 centymetrów w 2 miesiące i 17 dni po porodzie.
Ciastko, pomarańcza i biała kiełbasa na pocieszenie.

***

No dobra. Nie mam wcięcia w talii.
I mam to w dupie (akurat tam mi nie przybyło).
Poza tym Babcia Ela mówi, że tych 10 centymetrów już nie zgubię, bo to trwały dodatek po ciąży

***

W sumie kto powiedział, że ćwiczenia są złe (są, są, są...)

***

Hula hop.

Aha...

JA NIE ZGUBIĘ?!

piątek, 6 kwietnia 2012

Tell me about yourself award

Zostałam zaproszona do zabawy, co mile połechtało mą próżność i dało pretekst do nieskrępowanego uzewnętrzniania się przed światem. Dzisiaj:



1. Umieszczam link do Doroty, której zawdzięczam udział w grze.
2. Zamieszczam logo zabawy (powyżej)
3. W siedmiu zdaniach opowiadam o sobie:

  • jestem egocentryczką i możliwość opowiadania o sobie daje mi niebywałą frajdę, a możliwość opowiadania o sobie na czyjeś życzenie sprawia, że jestem na skraju szaleństwa z radości ;)
  • nie umiem żyć bez słodyczy, Taty i Tymona, a dawniej (czyli przed Tymonem) nie umiałam też żyć bez komputera.
  • nie lubię zostawać sama w domu - jakoś bezpieczniej czuję się, mając towarzystwo
  • jestem niebywałym leniem i raczej nie wezmę się za nic "nieprzyjemnego" (np. prasowanie), jeśli nie będę NAPRAWDĘ musiała.
  • nie cierpię ćwiczyć, choć skakanie na skakance całkiem nieźle mnie odpręża, a jednym z cichych marzeń jest rura do tańca zamontowana gdzieś w mieszkaniu, żebym mogła się wyżyć nie doprowadzając otoczenia do rozpaczy lub szewskiej pasji (jestem choleryczką i gdy coś idzie nie tak Pan Tata ma ciężkie życie)
  • moje marzenia spełniają się przypadkiem, bo jestem zbytnim obibokiem, żeby wziąć się konkretnie do roboty i zacząć je spełniać systematycznie.
  • nie znoszę tulipanów - w czym nie zgadzam się z Panem Tatą, który je uwielbia i chcąc zrobić mi miło przynosi bukiecik paskudztwa w prezencie...
4. Zapraszam do zabawy:

  • Free Spirit
  • Bajkę
  • Szu
  • Kobietę na szpilkach
  • Świeczkę
Reszta moich znajomych blogerek niestety już była... Jakaś mało towarzyska jestem chyba ;)

piątek, 30 marca 2012

Przeprowadzka


Oto jesteśmy. W nowej odsłonie, z większą swobodą. Prywatnie, kameralnie.

A żeby nie było gołosłownie... Oto Tymon. Wykąpany, zrelaksowany, w trakcie ćwiczenia Bardzo Ważnej Umiejętności, jaką jest chwytanie. Bo Tymon coraz bardziej świadomie łapie się za wszystko, co znajdzie się w zasięgu maleńkich łapek. Ulubione pozostają włosy i palce Mamy, ale w ostateczności może być ręcznik.

W sumie ręcznik może być bardziej niż w ostateczności, bo jak już się go chwyci to można sobie nim zakrywać buzię i
odkrywać się do pasa, co jest niebywale rozwijającą czynnością. Bo jak to jest, że albo jest ciemno i ciepło, albo jasno i zimno.

A w ogóle, to kto wam pozwolił pstrykać fotki!?







poniedziałek, 19 marca 2012

Long, long way from home...


Skończyło się szpitalem.

Najpierw płakałam, bo miałam wyrzuty sumienia, że nie przyjechałam od razu. Potem zaczęłam obserwować... Wyniki dobre, brak jakichkolwiek objawów (zero gorączki od poniedziałku w nocy, brak kataru, brak kaszlu, żadnych zmian osłuchowych, krew i mocz okay). Mówię... Nie ma. Znowu chcą go zatrzymać zdrowego na oddziale...

I kiedy rozważałam wypis na żądanie okazało się, że zapobiegliwa lekarka kazała mu już podać antybiotyki. Bez naszej wiedzy, żebyśmy przypadkiem nie protestowali; nie czekając na wyniki, bo po co? Ot, krótka informacja, że podczas zakładania mu wenflonu podano pierwszą dawkę Zinacefu.

Oczywiście, zrobiłam awanturę.
Co z tego, skoro w takim wypadku terapię trzeba doprowadzić do końca, bo antybiotyk to nie przelewki i odstawiać go ot tak nie można?

Po drodze okazało się, ze mały reaguje na Zinacef alergicznie (wysypka, problemy z brzuszkiem, niepokój), ale po co zmieniać. Po trzech dniach walki udało mi się dostać osłonowo Acidolac i jest nieco lepiej...

Siedzę więc szósty dzień na cholernym oddziale, na przemian klnąc i płacząc. I czekam...

W międzyczasie piszę zjadliwą skargę do Izby Lekarskiej na szmatę, przez którą tu siedzimy. Niech ma. Niech się nauczy, że dziecko to nie szmaciana lalka, w którą można dla zabawy wbijać igiełki.

***

Z dobrych rzeczy - Tymon nauczył się łączyć dłonie, leżąc na plecach. Mama promienieje z dumy, bo według tabeli rozwoju, którą mamy w książeczce zdrowia umiejętność tę dzieci opanowują zwykle dopiero w czwartym miesiącu życia (inna sprawa, że z trzymaniem główki jesteśmy poniżej średniej).

Tak więc łapiemy się za rączki, zjadamy paluszki (czasem wsadzimy łapkę za głęboko do buzi i wtedy robimy takie paskudne "khhhhrt"), kopiemy nóżkami z zapamiętaniem godnym alpinisty walczącego o zdobycie Mount Everestu, próbujemy się głośno śmiać (ale jeszcze nam niezbyt wychodzi) i cały czas trajkoczemy w głos.

Jesteśmy w ogóle bardzo nadpobudliwi ostatnio.

No i skończyły się dobre czasy - doszliśmy do wniosku, że świat jest fajniejszy, gdy ogląda się go z wysoka i głośno domagamy się obnoszenia na rękach po szpitalnej sali i pokazywania wszystkich możliwych zakamarków.

wtorek, 13 marca 2012

Obiecałam


Powiedziałam "NIE".
Tymon został ze mną w domu.

To były najgorsze 24 godziny, jakie w życiu przeżyłam.
Patrzyłam na gorączkę mojego synka, słuchałam jego płaczu. Próbowałam utulić, wyciszyć, ugłaskać... Potem wrócił Pan Tata z oficjalnym pozwoleniem na podanie środka przeciwgorączkowego.

Tymon odżył, ale po kilku godzinach gorączka zaczęła gwałtownie narastać. Robiłam okłady i czekałam, aż minie cholerne osiem godzin i będzie można mu podać drugą dawkę leku. A potem drżałam, bo gorączka nie chciała spadać. Minęły dwie długie godziny, zanim lek poradził sobie z temperaturą. Lek i Tymon. A rano serce jak u jaskółki - zadziałało, temperatura się unormowała w okolicach stanu podgorączkowego, mój syn się uśmiecha, chce jeść, gaworzy...

Obserwujemy dalej, jutro znowu do lekarza.
Jeśli nie pojawią się zmiany osłuchowe, będziemy leczyć się w domu.
Jeśli się pojawią - koniec dyskusji, jedziemy do szpitala...


sobota, 10 marca 2012

Strzygopłaczki pt.3


Co miałam powiedzieć, gdy usłyszałam "Podejrzenie zapalenia płuc"?
Co miałam zrobić, gdy pielęgniarka wkłuwała się w rękę, żeby założyć wenflon?
Kiedy ukłuła główkę, żeby pobrać krew do drugiego badania?
Kiedy nacięła Twój malutki paluszek nożykiem, żeby zrobić kolejne badanie?
Kiedy powiedzieli, że może rentgen, a potem, że jednak nie?
Kiedy siłą otwierały Ci oczy, żeby zakroplić antybiotyk?
Kiedy budziły do ważenia, do mierzenia, do badania?
Kiedy kładły zimne ręce na Twoim wystraszonym ciałku?
Kiedy lekarz kazał mi trzymać ci ręce, żeby zrobić usg serca?
Kiedy zobaczyłam siniaki po swoich palcach na Twoich ramionkach?

CO MIAŁAM ZROBIĆ, KIEDY USŁYSZAŁAM, ŻE JESTEŚ CAŁKOWICIE ZDROWY I CAŁE TRZY DNI CIERPIENIA BYŁY NIEPOTRZEBNE?

Płakałam razem z Tobą, ale to za mało...

Nienawidzę tego popieprzonego kraju, w którym NFZ zwraca szpitalom koszt leczenia pacjenta dopiero po trzech dobach na oddziale.
Nienawidzę lekarzy, którzy kłamią ci w żywe oczy, że jest podejrzenie problemów z sercem, żebyś tylko nie wypisała dziecka na żądanie.
Nienawidzę pielęgniarek, którym szkoda czasu na delikatne przeprowadzenie zabiegu na siedmiotygodniowym dziecku, więc przeprowadzają go szybko, ale za to w sposób bolesny i stresujący dla małego człowieczka.

***

Teraz śpi.
Jesteśmy w domu.
W końcu bezpieczni, w końcu bez obcych, obojętnych ludzi dookoła.

Obiecuję.
Zrobię wszystko, żebyś nie musiał tego znowu przechodzić.

środa, 7 marca 2012

Przewróciło się (niech leży...)


Pan Tata poszedł dziś wcześniej do pracy, zaburzając tym samym święty rytm spacerowy - zamiast wyjść z domu o 10:35, czekam grzecznie, aż Tymon się wyśpi. Tym samym mam czas, żeby posprzątać choć trochę mieszkanie, przygotować obiad, a nawet napisać notkę na blogu. Błogosławiony spokój w domu. Szkoda, że brak go w mojej głowie...

***

Kiedy Pan Tata stracił pracę i nie mógł znaleźć innej wydawało mi się, że najlepszym wyjściem będzie wyjazd 400 kilometrów na południe. Miało być nasze miejsce na ziemi. Miało być miło, bezpiecznie, spokojnie. Przynajmniej w mojej głowie.

Pan Tata ostrzegał, odwodził od pomysłu. Jakoś mu się nie paliło do przeprowadzki akurat w to miejsce, ale po dwóch miesiącach bez pracy, za to z rosnącymi długami uległ. Spakowaliśmy się i wyruszyliśmy.

Oczywiście już od pierwszego dnia dostałam obuchem po głowie, bo nic nie było tak, jak sobie wyobrażałam... Ale miało być tak tylko przejściowo, do wyjazdu teściów. Rzeczywiście, potem przez chwilę było normalnie, ale ile trwała ta chwila? Tydzień? Dwa?

Nagle zdałam sobie sprawę jak bardzo sama tu jestem. Trzy przyjazne twarze w promieniu 400 kilometrów. Brak ludzi, których znałam, na których mi zależało. Brak wsparcia, narastające problemy ze szwagrem, coraz silniejsza myśl, że w takich warunkach się nie da wychować spokojnego, szczęśliwego, bezpiecznego i zdrowego dziecka...

Teraz zastanawiam się już nawet nie nad tym CZY popełniłam błąd, tylko nad tym JAK WIELKI on był i czy cokolwiek da się z nim zrobić...

Kolejna przeprowadzka - czy może "kolejna ucieczka"? Ulicę dalej, czy znowu slalomem przez Polskę?

Czuję się jak mała dziewczynka, która chciała zrobić mamie niespodziankę i zabrała się za robienie obiadu. Siedzę w zamienionej w pobojowisko kuchni nad potłuczonym półmiskiem i popłakuję nad skaleczoną za ostrym nożem ręką.

Chciałam dobrze - dla siebie, dla Pana Taty, dla Tymona. Wyszło jak zawsze i już się boję podejmować jakiekolwiek decyzje (o działaniach nie wspominając), żeby przypadkiem nie wpakować się w większe bagno...

piątek, 2 marca 2012

Miłość i inne nieszczęścia


Rośniemy. Niestety oboje - i Tymon, i Mama.

Tymon waży prawie sześć kilo - sporo jak na dziecko które nie ma nawet półtora miesiąca. Pediatra twierdzi, że jest przekarmiony. Idiotka. Jak można przekarmić dziecko na piersi? I to karmiąc co 2,5 - 3 godziny. No ale nie wymagajmy zbyt wiele od kobiety, która przy podejrzeniu skazy białkowej mówi żeby nie odstawiać nabiału "bo coś jeść trzeba".

Mama waży trochę za dużo i je dużo za dużo... Acz o bycie przekarmioną nikt jej nie oskarża... Póki co. To chyba tyczy się tylko dzieci.

***

W ogóle trzeba zmienić lekarza/przychodnię. I napisać oświadczenie o nieszczepieniu. I pójść do dermatologa z tą wysypką. I do okulisty z ropieniem oczek. I przestać żreć, bo będę wyglądać jak słonica.

***

A Tymon poza wagą niczym miniaturka Pudziana? Coraz więcej gaworzy, coraz głośniej i precyzyjniej wyraża swoje (nie)zadowolenie, coraz mocniej macha łapkami i nóżkami. Zakochał się w grzechotkach, zachwycił karuzelką nad łóżeczkiem, uwielbia słuchać mamogadania.

Ale najważniejszy i najfajszy jest - oczywiście - Pan Tata.

Do Pana taty Tymon śmieje się zawsze. Pana Tatę zaczepia, wpatruje się w niego jak w obrazek. Mama? A kto to taki? Teraz jest Pan Tata i nic, nawet cycowanie, nie jest w stanie odciągnąć od niego synowskiej uwagi.

Zazdroszczę i jestem dumna jednocześnie.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Samotonność lutowa

Zostaliśmy na pięć dni sami... Pan Tata pojechał na rozprawę rozwodową.
AMBITNY PLAN

Karmienie:

Jesteśmy na etapie regulowania posiłków (zdarzało się, że Tymo jadł po 15 razy na dobę - co godzinę w dzień i co dwie w nocy). Poczytałam i spróbowałam nie przystawiać go za każdym większym płaczem i ssaniem piąstek. Zwłaszcza, że wyczytałam, że zbyt częste karmienie powoduje nadmiar laktozy, co z kolei kończy się bólami brzuszka, problemem z gazami i ogólnym cierpieniem maluszka. I co? Okazało się, że połowę tych smutków potrafi ukoić Pan Smoczek, bo wynikają ze zmęczenia i potrzeby ssania, a nie z głodu.

Zobaczymy co dalej - na razie jest dobrze i wczoraj udało się uniknąć wody koperkowej na noc...

Zasypianie:

W nocy na ogół zasypiamy ładnie w łóżeczku, choć wiadomo, że wiąże się to z popiskiwaniem... Tymek ma skłonność do upartego trzymania się na nogach dopóki nie będzie tak zmęczony, że nie może zasnąć - i wtedy jest płaczliwy, marudny i ogólnie nieszczęśliwy. Na szczęście jest Pan Smoczek (który ładnie radzi sobie z potrzebą ssania) i mamine rączki (do głaskania po główce) oraz buzia (do cichutkiego "Ciii... Cichaj, Syneczku, mama jest zaraz obok...").

W dzień czasami śpimy na kanapie, na brzuszku; czasami w łóżeczku, a jeszcze kiedy indziej w maminych ramionach. I jest dobrze. ;)

***

A poza tym jestem już bardzo duży - nie mieszczę się w połowę ciuszków...

wtorek, 14 lutego 2012

Łatwy Plan?


Powoli zaczynam myśleć nad jakąś rutyną. Okay - jest kąpiel co wieczór i Tymo ma świadomość, że po kąpieli to już raczej spać, ale to jedyny stały punkt doby. Trochę mało i trochę psuje Pani Matce plany uporządkowania mieszkania, ugotowania obiadu, czy przeczytania gazety. No bo jak, skoro mój nadwrażliwy aniołek (tak mówi "Język niemowląt"), pośpi np. kwadrans, z czego 10 minut na rękach?

Dodatkowym problemem są bóle brzuszka i męczące go gazy - może by i spał więcej, gdyby nie jelitkowe szaleństwa...

Niemniej powstał ambitny plan usypiania dziecka w łóżeczku i wprowadzenia jakiegoś stałego rytmu w nasze szalone, nieuporządkowane życie ;)


AMBITNY PLAN


1. Po karmieniu zabawa (nie ma spania przy i po cycu).
2. Po ziewaniu do łóżeczka.
3. Krzyczy... W takim razie głaszczemy po główce i robimy "szszszszs...". Nie wyciągamy z łóżeczka.
4a. O, Skarbie zasnęło... :)
4b. No, może tym, razem jeszcze wyciągamy i tulimy...


O efektach może za parę dni - póki co walczymy ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Poszła szklanka


Po dziadkowych odwiedzinach.

Jak to jest, że babcie są zawsze fajniejsze niż mamy? :)

***

Szkoda, że nie wszystko wyszło idealnie...

Na razie nie mam siły.
Muszę odespać, odpocząć, ogarnąć się i uporządkować to, co mi się przy okazji zabałaganiło...

***

FreeSpirit - ale ja nie mogę do Ciebie wejść :)

środa, 1 lutego 2012

Uwiązani


Zaczyna nam troszkę doskwierać siedzenie w domu.

Poszłoby się na spacer,do babci "na kawę"... W sumie gdziekolwiek, byle nie w domu ;) Co prawda tu jest miło i bezpiecznie (i nikt nie piszczy, że na pewno jestem głodna, a dziecko musi ssać minimum 20 minut, żeby się najadać), ale jednak rutyna troszkę męczy.

Oczywiście tylko mnie - Tymek z rutyny zdaje się być zadowolony.
W końcu co może być fajniejszego niż mamina pierś, ciepełko przytuleniowe, śpiewanie kołysanek i czytanie o Domisiach, tudzież o Ptasim Radiu, Lokomotywie, Hipopotamie, czy Kaczce-Dziwaczce, a wieczorem kąpiel z Panem Tatą i noszenie na rękach (mój Pierworodny odkrył, że świat jest bardzo fajny, gdy ogląda się go z wysokości maminego ramienia). I to wszystko jest niesamowicie magiczne, czarodziejskie i niepowtarzalne, ale przecież Strzygi gonią po świecie i teraz pogoniłabym z Tymkiem. :)

A tu jak na złość: -16 na termometrze. I gdzie ja z tym Szkrabem pójdę w taki mróz? Chyba od razu do szpitala leczyć zapalenie płuc.

Tak więc siedzimy grzecznie w domu, wyglądamy tęsknie za okno i modlimy się o -5. A najlepiej pięć na plusie ;)


poniedziałek, 30 stycznia 2012

Strzygopłaczki pt.2


W ciągu dnia mam całą siłę potrzebną, by najczulej i najstaranniej zająć się Tymkiem, ogarnąć mieszkanie, ugotować obiad, wykąpać się, przytulić Pana Tatę, posiedzieć chwilę przed komputerem, przeczytać gazetę... Jestem perfekcyjnym robotem w wersji full service. Uśmiechniętym, szczęśliwym.

Potem przychodzi wieczór.

Wieczorem kładę się do łóżka i za każdym razem dzieje się to samo. Zupełnie bez sensu, bez żądnego racjonalnego powodu po policzkach zaczynają płynąć łzy, a ja czuję tylko wszechogarniające zmęczenie i niepewność.

Czy z Tymkiem na pewno wszystko w porządku?
Czy ten pępuszek ma prawo tak długo się goić?
Kiedy przestanie pojawiać się ropa?
Czy na pewno dobrze go czyszczę?
Co to za krostki na buzi?
Czy to przez sałatkę?
Czy trądzik niemowlęcy?
A może potówki?
Czy on się na pewno najada, bo tak często się budzi i strasznie ostatnio wisi na piersi?
Czy Pan Tata na pewno akceptuje ten nasz odwrócony do góry nogami świat?
Czy na pewno jest szczęśliwy z kobietą, która nagle stała się matką i multum uwagi, która do tej pory była dla niego, poświęca dziecku?
Czy ja nadal mu się podobam?
Czy z jego libido można wytrzymać kilkutygodniowy celibat bez uszczerbku dla związku?
Czy? Co? Jak? Dlaczego?

***

Tymo śpi.

Usnął wtulony we mnie po długim płaczu. Potrzebował mojego głaskania, mojego głosu, ciepła maminej skóry... Jest ode mnie całkowicie zależny i to jednocześnie najpiękniejsza i najbardziej przerażająca świadomość... Bo czy ja aby na pewno jestem w stanie dać mu wszystko czego potrzebuje?

Chciałabym.
Ale czy podołam?