"JavaScriptSDK"

sobota, 31 maja 2014

STRACHY!



Zdarte gardło, dziki pląs, szalony uśmiech na twarzy. Ludzie wokół uśmiechają się do dziecka usypiającego w nosidle przy dźwiękach "Krwi z szafy". Ja pod samą sceną, czuję, jak muzyka huczy pomiędzy nami, jak serce dostosowuje do niej rytm. P. z Tymonem zostali na małej scenie - młody już dawno śpi w wózku.

piątek, 30 maja 2014

Bilans dwulatka


Żeby nie było - uważam, że bilans dwulatka jest przydatny. Daje ogląd na dziecko i jego rozwój we w miarę normalnych warunkach (czyli, kiedy dziecko jest zdrowe, a nie z np. zapaleniem oskrzeli), powinien pomóc w wykryciu ewentualnych problemów i wczesnym rozpoczęciu diagnostyki oraz terapii - przez okulistę, ortopedę czy alergologa.

Oczywiście, jeśli jest przeprowadzony rzetelnie.

czwartek, 29 maja 2014

Shorty majowe

Bezchmurne niebo  Strzyża familia wsuwa śniadanie, ogarnia nieład* domowy i zasuwa na spacer, biegać po trawie i pstrykać setki zdjęć.

Na blogu od wczoraj suszy się tekst. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to zapraszam.

*jaki eufemizm...

#latoprzyszło
#tylesłońca


Po bilansie dwulatka - aż się o post na blogu pokuszę.

Mój syn przekracza wszelkie oczekiwania - założyłam mu pieluchę na wszelki wypadek, bo wiedziałam, że nie będzie jak go wysadzić, a dojście i wizyta to około 2-2,5 godziny.

Wróciliśmy do domu, pielucha sucha.
W sumie od rana żadnej wpadki

#odpieluchowanie
#takadumna


Tymon siedzi na nocniku:

T: Mamo, siusiak!
S Tak, to jest siusiak.
T: Pyśny siusiak!
S: o_O

Męska propaganda, od najmłodszych lat...


Łaaaa! Sam usiadł! Sam!

Zabawę przerwał i sam poszedł na nocnik.

Ja pierdziu... Ale mi serce z radości łopocze!

#wariatka
#odpieluchowanie


Gorące cappuccino i ciche zaklinanie, żeby dało się je wypić przed kolejnym lataniem ze ścierą.

Tymon prowadzi cichy bojkot nocnika. Niby usiądzie, niby zrobi co trza. Pięć minut później jednak poprawia gdzieś w kuchni lub w pokoju...

EDIT:
Nie udało się.

#odpieluchowanie


Wczoraj siedem zmian odzieży, dzisiaj rano pierwszy sukces zaliczony

Strzydze gratulujemy hartu ducha, który pomógł jej wstać o czwartej nad ranem, by posadzić dziecko na nocnik.
Tymonowi gratulujemy, że siku zrobił dopiero o ósmej rano. Całą noc było sucho.

Nie, nie siedziałam przy nim cztery godziny. O 4:30 założyłam mu z powrotem kieszonkę i położyłam spać.

#odpieluchowanie
#zombiemode
#takadumna


Pieluchy się skończyły, jest ciepło, a Tymon wie co robi.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie lepszy czas.

Odpieluchowanie - podejście trzecie.
Oby skuteczne

#bezpieluchy


Jak to jest, ze niemal płakałam, ze zmęczenia, a teraz nie mogę spać...

#fucklogic
#nieśpiębopadamnatwarz


Moje dzieci świętują Dzień (Doprowadzania) Matki (Do Załamania Nerwowego) od godziny szóstej rano. Po drodze Tymon próbował utłuc Agnieszkę, a Agnieszka wyrwała mu garść włosów. Teraz on bawi się w łóżeczku, a ona na podłodze i od trzech minut panuje cisza. Oby jak najdłuższa.

Wierzę, że za rok Tymon mi narysuje laurkę, a Aga będzie spała do południa.

#ściemaztymdniemmatki


Zastanawiam się, czy oni jeszcze się bawią, czy już się tłuką...

#takijazgot


Och! Ach! Jakiego cudownego mam męża!

Cały dzień nad zalewem, nad wodą. Dzieci wybiegane, ja opalona. Nawet ryby widziałam i próbowałam łapać. Szaleństwo.

Relacja na Instagramie.

#instakids
#plazing


Połowa sukcesu, pół szklanki wody - permanentne niezdecydowanie.

Cieszyć się, że jedno dziecko już śpi, czy dopuścić do siebie myśl, że trzeba jeszcze ułożyć do snu drugie.

#spijkochanie
#jakacisza
#ciiitymonku


Ubieramy się i zasuwamy na plac zabaw.

Jak wytłumaczyć 2,5-latkowi, że sypanie dzieciom piaskiem w oczy, to nie jest dobry pomysł?

#krzywopatrza
#dziecirycza


Muszę się wreszcie nauczyć, ze Tymona o spacerze informuje się w momencie, gdy można już otworzyć drzwi i wyjść.

Kwadrans: "Mama, dziemy na śpacier do piasku!"

#uszywiedna
#szybkomamo


Drugi spacer zaliczyliśmy. Teraz dzieci śpią, a ja rozwijam antytalent taktyczny grając z P. w Heroes of Might & Magic III

#takilomot
#tylewstydu


Wczoraj wieczorem Tymon przysnął oglądając bajkę na dobranoc i zleciał z fotela - w efekcie ma siną kreskę na policzku.
Dzisiaj rano Agnieszka, w geście solidarności z bratem, wbiegła w biurko.

A chciałam im zrobić śliczne, wiosenne zdjęcia...

#jakzyc
#acoimsiestalo!?


- Jeśtem Ela, cie kanapkę śniadaniową - powiedział do mnie różowy, wywrócony do góry dnem nocnik.

Tymon eksperymentuje z aktorstwem i charakteryzacją.

Przygody Słoniczki Elli mimo wszystko polecam


O szóstej rano:

T: Kanapkę z kawałkiem! Mamo! Śniadanie! Kanapkę z kawałkiem.

Kto zgadnie z czym miała być kanapka?

#zombiemode
#tymongada


Czy Wasze dzieci też są tak upi... nieszczęśliwe, gdy pada deszcz?

#coffeeplease


Jeszcze miesiąc temu Agnieszka zasypiała bez problemów, a Tymon walczył do późna. Obecnie zamienili się rolami.

Jedynym plusem jest to, że Agnieszka walczy na wesoło.

#spijkochanie
#zombiemode


Agnieszka siadła z impetem na podłodze i płaczliwym głosem woła:

- Mammamma! Mammamma!

No to się zaczyna


Macie jakieś pomysły na przekonanie 10-ciomiesięczniaka do wzięcia leków?

Dodam, że ma zacisk szczęki jak pies rasy bokser, a jak już jej cudem jakimś władujesz do buzi strzykawkę, to potrafi pluć z otwartą buzią.


Połowa maja, a moje dzieci kaszlą i parskają.

Spójrzmy na to z jasnej strony - uspołeczniłam się w przychodni


***


- MAMO! - zawołał Tymon, po czym władował mi się do łóżka - koła autkowi kręciom się, kręciom się, Mamo? Koła - jajka. Śkurciamy (!?) jajka, śkurciamy jajka. Kura jajka. Mamo, ćyćki. Pci (śpi) Agutek? Dzie jeśt autobuś bagonik? Mamo pić cie. Cio to było? Pa pa, ćićki... Piesiek ścieka, dzie śłonećko jeś?

Od siódmej mu się buzia nie zamyka...

Tylko o co chodzi z tymi jajkami?


***


Strzyga: Cześć, widziałeś nowego avatarka?
Somebody: Tak. Jestem zniesmaczony. Myślałem, że ja jest "Pani Strzyga" To będzie coś kobiecego, sexy, a to taki chochołek.
P.: Uchwyciłem jej prawdziwą naturę.

Chyba pora wznowić cykl: Mój mąż - burak.

Ale serio chochołkiem jestem?


***


Dwa najpiękniejsze słowa, jakich może użyć dwulatek?

"Dobzie mamo."


***


Otworzył jedno oko, ziewnął przeciągle i rzekł:

T: Rower Roro, gdzie są jabłuśka, śkólka od banana?

Ciekawe co będzie dalej...


Rodzicielstwo kompromisu


Moje macierzyństwo ewoluuje. Szukam własnej drogi, nie raz się cofam i zmieniam zdanie, odkrywając, ze przyjęty przeze mnie plan nie do końca się sprawdza przy Tymonie i Agnieszce. Za priorytet przyjęłam minimalizację frustracji u...

środa, 28 maja 2014

Co dalej z tą szkołą?



Zrobiłam wszystko, co mogłam, a wciąż czuję, że to za mało.

Anonimowo zadzwoniłam do szkoły, porozmawiałam z vice-dyrektorką, pedagogiem szkolnym. Dostałam obietnice i namiastkę spokoju. Odrobinę nadziei, że szkoła pomoże.

Zrobili tyle, ile mogli. Obserwacja ze strony pani pedagog, poinformowanie wychowawców, żeby baczniejszą uwagę zwrócili na uczniów, zwiększenie ilości nauczycieli dyżurujących na przerwach oraz pogadanki o przemocy słownej i fizycznej na lekcjach.

wtorek, 27 maja 2014

Wiersze na dzień...

Obiecywałam sobie, że nie będę zamykać siebie i dzieci w utartym schemacie, niezależnie od tego, czy chodzi o sposób żywienia, spędzania wolnego czasu, gatunek muzyczny, którego słuchamy, czy - najważniejsze - literaturę.

Miało być różnorodnie.

Tymczasem, od dłuższego czasu przerabiamy na przemian Tuwima, Konopnicką i Brzechwę. Tymon zna ich wiersze już na tyle dobrze, że czasem w swoich opowieściach nawiązuje do poszczególnych utworów (a ja puchnę wtedy z dumy), więc najwyższy czas wprowadzić coś nowego.

poniedziałek, 26 maja 2014

Bez



Mogłam mieć dziesięć lat, gdy pierwszy raz ukradłam dla Niej kwiaty.

Właścicielka, starsza pani, przyuważyła mnie i najpierw strasznie krzyczała, a po chwili nożykiem wycinała dla mnie najpiękniejsze gałęzie ciemnofioletowego bzu, pokonana moim płaczliwym: "Ale to dla Mamy!".

piątek, 23 maja 2014

Akrobatka

Rok temu byłam w samym środku depresji ciążowej. Przez rok z tej depresji zdążyła się urodzić i wyrosnąć moja największa siła i - jednocześnie - największa słabość. Nie ma dnia, bym nie zatrzymała się w śmiechu, porażona nagłym przerażeniem, że ktoś mógłby ją zranić. Oszalałam dla niej, a mimo to - mało tu Agnieszki.

czwartek, 22 maja 2014

Kiedy byłam wredną małpą

Lato 2007 - nieświadomość i samozadowolenie

Jakiś czas temu uświadomiono mi upływ czasu.

Nie chodziło o pierwsze siwe włosy na skroniach, czy delikatną siateczkę zmarszczek przy oczach. Nawet nie o rosnących w porażającym tempie Tymona i Agnieszkę (zabawne, że nie wiążę ich wieku ze swoim).

środa, 21 maja 2014

Krótkie spodenki


Wczorajszy godzinny (dłużej się po prostu nie dało) spacer w pełnym słońcu i bez wiatru dał nam nauczkę. Od dziś przechodzimy na tryb letni - zamiast jednego, długiego spaceru wczesnym popołudniem będą dwa, trochę krótsze: pierwszy z rana, drugi pod wieczór.

wtorek, 20 maja 2014

Mały Odkrywca



Niepostrzeżenie z obojętnego na kierunek niemowlęcia wyrósł mi miniaturowy przewodnik wycieczek.

Jeszcze nie tak dawno brałam go za rękę, a on podążał pół kroku za mną - zadowolony i spokojny - bez prób kwestionowania, czy eksploracji mijanych terenów. Wystarczyło trzymać się z daleka od placów zabaw - jedynych miejsc, w których Tymon zyskiwał na odwadze i uporze.

Do wczoraj.

Wczoraj mała dziewczynka z blond warkoczem do połowy pleców pokazała mojemu synowi przestrzeń. Nauczyła go podskakiwać tak, by upadać na pupę, rzucać dmuchawcami i ślizgać się na błocie. Uzmysłowiła mu, że może odbiec ode mnie na odległość większą niż kilka metrów i nic złego się nie stanie. Więcej - że jeśli odbiegnie, to ja pójdę za nim. Że może wybierać. Odkrywać!

Tymon zapamiętuje takie rzeczy.

Trasę dzisiejszego spaceru (czy można tak nazwać wędrówkę w tempie marszobiegowym?) całkowicie wyznaczał mój syn. Ja podążałam, ciekawa, dokąd zaprowadzi nas jego ciekawość.

Dziś obeszliśmy każdą dróżkę naszego osiedla. Nawet te prowadzące przez trawę.
Ciekawe gdzie zaprowadzi mnie jutro.

A Wasze dzieci? Wyznaczają szlaki, czy zdają się na Was?

poniedziałek, 19 maja 2014

Gonimy wiosnę

Przeziębienie i deszcz opuściły nas niemal jednocześnie, więc poniedziałek spędziłam, spełniając obietnicę daną sobie, w któreś rozbrzmiewające jęczeniem dzieci, dżdżyste popołudnie. Zawiązałam Agnieszkę w mei tai, Tymona chwyciłam za rękę i wyszłam z domu z mocnym postanowieniem, że...

...JA GO PRZECZOŁGAM!

Plan był taki, że będziemy chodzić po osiedlu, polach i pobliskim zamku, dopóki nie zacznie błagać, żebyśmy wrócili do domu.

Próbowaliście tego kiedyś?

W efekcie o litość zaczęły błagać kolejno: moje nogi, mój kręgosłup, moje gardło (od nawoływania - zatrzymywał się przecież przy każdej trawce). Na szczęście w spacerze dzielnie towarzyszyła nam, dwa lata starsza od Tymona, Ola oraz jej babcia. Zagłuszałam, więc zmęczenie materiału konwersacją, a Tymon, zamiast gadać non stop do mnie - gadał non stop do (prawie)rówieśniczki.

No, prawie.

Oprócz gadania obsypywali się trawą, kwiatami, dmuchawcami i... piaskiem. 
I tak humanitarnie - po drodze było sporo kamieni.






sobota, 17 maja 2014

Liebster Blog Award

Nominacja od Ognistej. W sam raz na pochmurną sobotę.

1. Czy jest coś czego w swoim życiu żałujesz i jeśli tak to co?

Żałuję kilku straconych okazji - np. tego, że nie pojechałam zaraz po liceum do Londynu.
Z drugiej strony, gdybym pojechała, nie poznałabym P. ;)

2. Jak poznałaś/eś drugą połówkę?
To wszystko przez kota, którego siostra Eks chciała się pozbyć. Kot na czas jakiś wylądował u P., a gdy trzeba go było odebrać, osobami, które po niego pojechały byłam ja oraz były szwagier P. Potem jeszcze tydzień kombinowania, skąd wziąć jego numer oraz dwa dni myślenia nad pretekstem do rozmowy. Później już z górki

3. Jeśli byłaby taka możliwość że urodził(a)byś się drugi raz czy zmienił(a)być coś w swoim życiu jeśli tak to co?

Bałabym się coś zmieniać, bo nie wiem, czy to, co zmieniłam, nie zabrałoby mi tego, co mam teraz.

4. Ulubione wspomnienie z dzieciństwa.
Ganianie się całymi dniami po polach z rodzeństwem, łażenie po drzewach, robienie baz w wysokiej trawie...

5. Czego się boisz najbardziej?

Bezsilności.

6. Buty czy torebki - co wolicie kupić na typowo babskich zakupach?
Buty. Obecnie nie mam ani jednej torebki. Nie sprawdzają mi się przy Agnieszce wiązanej w Mei Tai.

7. Ulubiona potrawa.

Pizza. Ale moja, nie knajpiana.

8. Czy śpiewasz pod prysznicem?



Nie. W wannie też nie ;)

9. Muzyka - jaka najbardziej lubisz jaka cię relaksuje?



Nie zamykam się w jednym nurcie, słucham wszystkiego po trochu. Obecnie relaksuję się przy Coeur de Pirate.

10. Co dla ciebie było lub jest najtrudniejsze w tym wspaniałym szczęściu jakim jest bycie mamą i posiadanie i wychowywanie dzieci?


Bezradność wobec cierpienia. Przy każdym nasileniu alergii u Tymona, przy każdej chorobie, stłuczonym kolanie. Rozsądek podpowiada mi, że dziecko musi się przewracać, bo bez tego nie nauczy się wstawać, ale w środku mnie to kłuje...

11. O czym marzysz, a to tego marzenia nikomu się nie przyznajesz coś takiego skrytego, najskrytszego z największych głębi podświadomości?;))))


Gdybym się przyznała, już nie byłoby najskrytsze. ;)

piątek, 16 maja 2014

Do Matki Fanatyczki

Czasami się zastanawiam, czy zdajecie sobie sprawę, że dziecko uczy się od Was.

Nie. Nie ze słów o szacunku dla drugiego człowieka. Z obserwacji.

Zastanawiam się, czy za 10-15 lat nie będzie cichego płaczu, że ono wyrosło na osobę nietolerancyjną i zawziętą. Taką, która zje Cię w łyżce zupy, bo masz odmienne zdanie.

Mamala napisała dziś bardzo mądry tekst. Posypały się oskarżenia względem niej, względem matek karmiących MM. Nieśmiertelne: "nie ma czegoś takiego jak brak pokarmu" i "pasza".

Moje drogie. to, że Wam się coś nie przytrafiło, to nie znaczy, że jest niemożliwe. Ja na przykład nigdy nie złamałam nogi. Czy to znaczy, że nogi nie da się złamać? Nie. To znaczy, że miałam sporo szczęścia, albo byłam bardzo ostrożna i nigdy nie skakałam z drugiego piętra.

Nazywacie się pięknie: Matkami Bliskości. Mówicie o świadomości, zrozumieniu, szacunku do drugiego człowieka i dialogu zamiast wrzasków.

Fajnie by było, gdybyście te postulaty wyniosły z własnego pokoju i ten szacunek oraz dialog rozciągnęły nie tylko na swoje dzieci, ale też na innych, różnych od Was ludzi. Okażcie trochę zrozumienia komuś, komu może się nie udało. Kto być może przepłakał niejedną noc. A może po prostu nie chciał. Do tego też ma prawo.

Spróbujcie.

Świat będzie wtedy naprawdę piękniejszym miejscem.

czwartek, 15 maja 2014

Czyli: dobrego

Nie sposób nie dostrzec podobieństwa...

Z okazji Międzynarodowego Dnia Rodzin życzę sobie i Wam, by jedynym problemem, na który musimy zwrócić uwagę, była czerwona skarpetka w białym praniu.

Rodzinom pełnym życzę wytrwałości.
Rodzinom rozbitym - umiejętności dialogu.

Ojcom - by dzieci nie darły się zbytnio, gdy późnym popołudniem wrócą z pracy. Albo, żeby się darły, bo to znaczy, że są w domu i nadal jesteście rodzicami wychowującymi.
Matkom - pół godziny dziennie tylko dla siebie. Siku z dzieckiem, walącym w drzwi toalety, się nie liczy.

Dzieciom - by zawsze miały obydwoje rodziców. Niezależnie od tego, czy są oni razem.

***

Sprawa G. w toku.
Mam nadzieję, że w niedługim czasie przekażę pomyślne wieści.

środa, 14 maja 2014

Przemoc w szkole



Cudza pogarda ma swoje zalety - dzięki niej jestem niezauważalna. Mnie nie obejmuje "nie wolno Ci mówić o...", które tworzy mur pomiędzy ojcem, a synem. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy bliżej G., widząc, że coś jest nie tak, wykorzystywaliśmy prostą metodę:

G: Nie mogę z tatą o tym rozmawiać.
S: To powiedz mi na ucho.

Wczoraj odkryłam, że ten sposób nadal działa. Nie wiem tylko co z tym dalej zrobić.

G: Ja tutaj nie mam w ogóle czasu dla siebie. Mama cały czas mi coś każe robić, i wszyscy na mnie krzyczą. A ja bym chciał mieć po prostu spokój.
S: To pewnie wolisz być w szkole, z kolegami, co?
G: Nie. W szkole jest banda. I jest jedynka, i dwójka, i oni mi cały czas dokuczają. I mnie popychają, zaczepiają. Nawet jak im mówię, żeby mnie zostawili (...)
S: Mówiłeś o tym mamie albo pani nauczycielce?
G: Tak, ale ty nie rozumiesz. Mama tam była i rozmawiała z panią piętnaście godzin, a ja czekałem na korytarzu. I teraz jest jeszcze gorzej. Bo oni się nie boją mamy; i Ciebie też by się nie bali, nawet gdybyś przyszła z mamą. Bo to są dzieci, ale nikogo się nie boją.

To nie jest sytuacja, która trwa od wczoraj. Pierwsze sygnały dotarły do nas ponad rok temu, gdy G. przyjechał do nas na ferie. Były rozmowy z Eks, zapewnienia, że się tym zajmie (jak wynika z opowieści G. rzeczywiście zareagowała). Później temat ucichł. G opowiadał ojcu o grach komputerowych i pytał kiedy przyjedziemy. Ani słowa o problemach w szkole. Jedynie od czasu do czasu Eks skarżyła się P., że nauczycielka wzywa ją do szkoły, bo mały jest agresywny.

Dziś najsilniejszym odczuciem, jakie mam, jest bezradność.

Wiem, że żadne z nas nie może nic zrobić. Ani ja, jako formalnie obca osoba; ani P. ze swoimi ograniczonymi prawami rodzicielskimi. Wierzę jednak, że jeśli wskażemy drogę, Eks pójdzie nią dla dobra G. - w końcu poszła do tej szkoły, starała się.

Może ktoś z Was był w podobnej sytuacji i wie, jak sobie radzić oraz w jaki sposób pomóc dziecku.

Co może zrobić, poza rozmową z nauczycielką?
Do kogo się zgłosić?



wtorek, 13 maja 2014

Pan alergik?

Do alergologa próbowaliśmy się dostać od grudnia. Pierwszy wolny termin - połowa lutego. Niestety, Tymon wybrał ten czas na drugie zapalenie płuc, więc wizyta przepadła. Następna dopiero na koniec marca.

Dzień przed terminem zadzwoniła do nas rejestratorka, by poinformować, że "nasz" alergolog już u nich nie pracuje, więc chciałaby nas przepisać do innego lekarza. Termin - 7 maja, po 17-stej.

Jestem oazą spokoju.

***

Lekarka okazała się ogarnięta i cierpliwa.

Gdy weszliśmy do gabinetu Tymon był głęboko nieszczęśliwy i zdeterminowany, by jak najszybciej owe pomieszczenie opuścić. W związku z tym odpowiedzi na pytania udzielałam standardowym trybem matki:

S: W grudniu nagle dostał... Tymonku usiądź tutaj... zapalenia płuc. Gorączka... wracaj, jeszcze nie wychodzimy... przekroczyła 40 stopni... no, chodź na ręce... W szpitalu dostał tlen, pulmicort... ale nie krzycz... berodual i fortum.

Cała rozmowa trwała około kwadransa. Następnie zapadła decyzja - testy skórne na alergeny wziewne. Lekarka wyraziła powątpiewanie co do możliwości ich przeprowadzenia (Tymon właśnie pełzał po suficie, jak opętana dziewczyna z Constantina), ale ostatecznie wypisała zlecenie.

Pielęgniarkom pewnie do tej pory piszczy w uszach, ale nie zająknęły się nawet jednym słowem na temat zachowania Tymona. Więcej. kiedy ja śpiewałam mu do ucha "Pojedziemy na łów" (sam wybrał), one opowiadały mu bajkę, próbując trochę uspokoić zmęczone (godzina 18-sta) i wystraszone dziecko, a na koniec poczęstowały go lizakiem.

A testy?

Testy wykazały, brak alergii wziewnej.

Mimo wszystko Tymon ma pozostać pod opieką poradni alergologicznej, ponieważ "z takim maluchem nigdy nie wiadomo - testy powinno się w sumie robić dopiero po trzecich, a najlepiej piątych urodzinach. A on ma dodatkowo obciążony wywiad z każdej strony".

***

Na koniec scenka.

Wchodzę (już bez Tymona - poszedł z P. na dwór) do pokoju pielęgniarek, żeby zapisać małego na kolejną wizytę. W nosidełku mam Agnieszkę, która coś tam po swojemu opowiada. Pielęgniarki zagadują ją.

P: A jak się mała siostrzyczka nazywa?
S: Agnieszka.
P: O, a skąd takie imię. Teraz już tak nikt dzieci nie nazywa...
S: Bo to śliczne imię.
P (uśmiechnięta od ucha do ucha): Dziękuję.

No tak, jakbym spojrzała na plakietkę, to bym wiedziała, że imienniczki ;)

Myślicie, ze będę miała chody w poradni?

poniedziałek, 12 maja 2014

Miniaturowy mol książkowy


Od dwóch dni najlepszym sposobem na uspokojenie Agnieszki jest pokazanie jej obrazka. Palcem wskazującym, z jednoczesnym omówieniem treści owego.

- Tu jest żaba - mówię.
- Ba! - zgadza się córka moja, po czym wskazuje na owieczki i mówi - Ma!
- Nie, nie. To owce - tłumaczę.
- Me! - poprawia się i zaraz celuje paluchem w krowę - Be!
- Krowa. - prostuję.
- Baaa. Ba!

Rozbraja mnie w ten sposób podwójnie.

Raz, że Tymon nie wykazywał takiej chęci współpracy (że o inicjatywie nie wspomnę) do ukończenia czternastego miesiąca życia, więc w pewnym sensie przechodzę taki etap po raz pierwszy.
Dwa, że w niej jest tyle entuzjazmu, taka szczera, niczym niezmącona radość, że mogłabym pół dnia siedzieć i nazywać dla niej świat w książeczkach.

Czuję się owinięta wokół palca...

sobota, 10 maja 2014

Dziecka się nie wyprę



Nikomu już nie wmówię, że go w szpitalu podmienili. Buzia mu się nie zamyka, zupełnie jak matce. Dodatkowo w jego tekstach przebija obraz charakterku i poczucia humoru zbieżnego z moim.

Dobrze, że chociaż wygląda jak mały P., bo  by się zaczął czepiać, ze dziecko wcale do niego niepodobne ;)


Scenka I

Tymon odkrywa swoją (i cudzą) tożsamość.
Oczywiście, jako istota myśląca nieszablonowo, natychmiast po dokonaniu odkrycia zaczyna eksperymentować.

T: Jeśtem Tymonkiem. Śłodki/dobly/mały Tymonek.
S: Tak, jesteś Tymonkiem.
T: Ty jeśteś mamą.
S: Mhm...
T: Jeśtem ciaśtkiem! Jeśtem łódka dziadka!


Scenka II


Idziemy całą rodziną przez miasto. Ja i P. prowadzimy ożywioną dyskusję na tematy okołopracowe, Agnieszka wygląda z nosidełka i guga po swojemu. Tymon gada do siebie w wózku.

S: Słyszysz?
P: Ale co?
T: Na pomoć! Na pomoć! Latunku! Na pomoć!

Scenkę powtórzył w sklepie...


Scenka III


Ostatnie przygotowania do obiadu.
Do domu wchodzi P.; w dłoniach dzierży paczkę chrupek. Kto ma dzieci, wie, jak to dalej wygląda...

P: Tymon! A kto będzie jadł obiad?
T: Nie będę wciale obiadu jadł.


Scenka IV


Spryskuje dziecko sprayem na komary. Wykręca się, próbuje uciekać, w koncu zniesmaczony woła:

T: Cio to zia zialty, mamo!


Scenka V

Tymon i P. bawią się samochodzikami. Autko jedzie do tyłu.

T: Cio alto lobiło, tato?
P: Autko cofało.
T: Cio fało alto, tato?

No tak, przecież "co" to odrębne słówko. Zupełnie jak "nie" w "niedźwiedziu" ;)

piątek, 9 maja 2014

Rok po roku


- Agutku! Agulinku! Aguśku!- woła Tymon, biegając po pokoju. Za nim zasuwa na krótkich nóżkach adresatka tych wrzasków.
- Ba! Babaa! Ma! - pokrzykuje.

Śmiech, rwetes, rejwach.

On biegnie do kuchni - ona za nim. Gdy Tymon wraca, chowa się za drzwiami i wygląda, czy ją zauważy. Pokładają się na podłodze i turlają po sobie, a jedyną osobą która czuje przerażenie (a jak ją za mocno przygniecie?) i ma ochotę przerwać tę zabawę, jestem ja.

A ja, głupia, się bałam.

Braku porozumienia, rywalizacji, żalu Tymona i krzywdy Agnieszki.

Tymczasem z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. Teraz, gdy Agnieszka ma już ponad dziesięć miesięcy, Tymon zaczyna odkrywać w niej kompana zabaw. Owszem, wymagają kontroli, bo próby przytulenia zazwyczaj kończą się przewróceniem siostry, a turlanie się po podłodze mimo wszystko bywa wstępem do płaczu Aguszki. Płaczu, który po dwudziestu sekundach przechodzi w śmiech.

Za rok pewnie będę mogła nawet zostawić ich na pięć minut samych i zrobić sobie w spokoju herbatę i kanapkę.

Jak myślicie? ;)

czwartek, 8 maja 2014

O wyższości własnego podwórka

Kiedy blisko cztery lata temu mówiłam P., że marzy mi się dom z ogrodem, bo w takim domu najlepiej chowają się dzieci, on prowadził wywody na temat wyższości mieszkania w bloku. Mówił o swoim dzieciństwie, kolegach z klatki, dziewięciu "ciociach" praktycznie drzwi w drzwi i wygodnym podziale opieki nad dziećmi pomiędzy nie. Ja z kolei, wychowana w domku jednorodzinnym, próbowałam mu wytłumaczyć swobodę, jaką daje (głównie rodzicom) własne, ogrodzone podwórko.

Ale co ja mogę wiedzieć?

Dopiero tegoroczna Majówka pokazała mu, jak fajnie może być.

Zacznijmy od tego, że jeśli masz na podwórku dużą donicę ze żwirem oraz spalone słońcem i zroszone deszczem autko, to... zyskujesz trzy godziny na opalanie. Dzieci w tym czasie zasypują autko żwirem, pytają, gdzie się ono podziało, Ty, leżąc na leżaku, wołasz: "W doniczce" - one odkopują... I tak w kółko.

"Gdzie jest Ziyziak, mamo?"

Jeżeli dodatkowo jesteś posiadaczem przyjaźnie nastawionego psa*, możesz zapomnieć o czymś takim jak zabawa z dzieckiem. Zamiast tego, z bezpiecznej odległości** obserwujesz rozpoczynającą się przyjaźń. Dziecko się zmęczy, pies się wybiega... Same korzyści.



Dodajmy do tego hamak, altankę z grillem, miejsce na ognisko oraz doborowe towarzystwo (na zdjęciach tego nie widać, ale Majówkę spędzaliśmy w gronie dwudziestoosobowym).

Dwa dni w raju, i mieszkanie na czwartym piętrze wydaje się klatką.



* Pies na zdjęciach nazywa się Ramzes, ale syn mój z uporem maniaka nazywa go Prezesem.
** Należy pamiętać, że pies to tylko zwierzę, więc bezpieczna odległość nie oznacza "z okna na piętrze" tylko półtora metra od malucha.

wtorek, 6 maja 2014

Matka wybrała

Są rodzeństwem tylko w połowie. Wspólny ojciec. Różne matki. Widzieli się trzy razy w życiu, z czego dwa spotkania trwały poniżej godziny, a trzecie pełne trzy dni.

Czy w tak krótkim czasie może wytworzyć się więź?

U Tymona nie, nawet nie pamięta - w końcu ostatnie spotkanie miało miejsce, gdy miał rok.
Jednak G. pamięta i na swój dziecięcy sposób daje wyraz tęsknocie za bratem.

G: A jak Tymon już będzie duży, to ja mu oddam wszystkie swoje klocki lego.
P: Tymon się na pewno ucieszy, może się razem pobawicie.
G: Nie... I będziesz musiał po te klocki przyjechać, bo mi mama nie pozwoli do Was jechać.
P: Czemu? Może pozwoli.
G: Nie. Moja mama Cię nie lubi i dlatego mi nie pozwoli do Ciebie jechać.

***

Kiedy przeczytałam List do Samotnej Matki, poczułam dwie rzeczy. Żal względem dzieci porzuconych przez ojców i wściekłość, bo ja jestem częścią zupełnie innej historii.

Syn* mojego męża nie widuje swojego ojca. Dwa razy w tygodniu wolno mu porozmawiać z nim przez telefon, ale:

- nie o szkole
- nie o tym co się u niego dzieje
- nie o tym gdzie był, co jadł, jak się bawił i z kim.

Jeśli złamie któryś z tych zakazów zostaje całkowicie odseparowany. Na tydzień, miesiąc, trzy miesiące... Przestrzegania "prawa" pilnują mama i prababcia - niby oglądając telewizor, pilnie nadstawiają ucha. Czasem w słuchawce słychać niewyraźny szept i zaraz po tym smutny głos G.: "Już mi się nie chce rozmawiać.". Ale to od niedawna. Jeszcze parę miesięcy temu mówił: "Mama mówi, że już mi się nie chce z Tobą gadać.".

Oczywiście za to też była kara, a G. jest mądrym chłopcem i, chcąc zachować resztki kontaktu z tatą, uczy się grać w grę swojej matki. Rozmawiają więc o grach komputerowych i o tym, że P. przyjedzie w wakacje i przywiezie ze sobą jego brata. Chociaż... G. nie może mówić o Tymonie "brat".

G: Mama jest wtedy na mnie zła. I babcia się złości, i wujek B.. I wszyscy na mnie krzyczą i są źli.

***

Żal mi kobiet, które zostały same z dziećmi. Żal mi dzieci, które chowają się bez ojca, bo ten woli życie bez zobowiązań. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy czytam historie takie jak ta opisana przez Karolinę.

Tylko, że jest też druga strona medalu.

G. nie jest jedynym dzieckiem separowanym od ojca. Matek takich jak "nasza" Eks są setki, jeśli nie tysiące. Zapytajcie ojców z Dzielny Tata, zapytajcie kobiet (babć) z Forum Matek Przeciw Dyskryminacji Ojców. Zapytajcie mnie i mojego męża. Mogłabym opowiadać godzinami o wszystkim co spotkało P. i jego dzieci w sądzie, na klatce schodowej przed mieszkaniem Eks, na komisariacie, w przedszkolu i w wielu innych miejscach, gdzie próbował spotkać się ze swoimi dziećmi.


*G. ma starszą, niepełnosprawną siostrę. Niepełnosprawność jest idealnym sposobem na całkowite odseparowanie córki od ojca. Z M. mój mąż nie rozmawia nawet przez telefon, bo "ona nie potrafi", jak tłumaczy jej matka.

niedziela, 4 maja 2014

O "pilocie"

"Pilota" ukuł mój Tata. Co jakiś czas, gdy poziom bałaganu wznosił się ponad szczyty Tatr, a cierpliwość Mamy spadała poniżej poziomu morza, wchodził do naszego pokoju i mówił spokojnie:

"Albo tu posprzątacie, albo Wam zrobię pilota."

Zazwyczaj szantaż wystarczał, jednak są dni w życiu dziecka, kiedy na drugie imię ma Przekora. Wtedy "pilot" leciał. Wszystkie zabawki, ciuchy i bibeloty lądowały na środku pokoju. Jeśli jakaś była zepsuta, to znikała - mimo rozpaczliwych protestów - w koszu na śmieci.

Nienawidziłam tego, ale dziś sama tę metodę stosuję... na sobie. Raz na trzy-cztery miesiące wywalam wszystko z szaf i przeprowadzam reorganizację dobytku. Wywalam to, co w skutek usilnych starań Tymona i Agnieszki nie nadaje się nawet do noszenia "po domu", przerzucam ciuchy nieodpowiednie na daną porę roku na tył szafy...

Od kilku miesięcy "pilot" przelatuje również przez rzeczy dzieciaków. Nie za karę, lecz by nie kolekcjonować śmieci.

Najbardziej żal mi książeczek.

Kolorowych, z pięknymi ilustracjami i grubymi kartami. Dla mnie książki są świętością. Dla Tymona obiektem eksperymentów. Rozwarstwione lub pourywane kartki (nawet te o pięciu milimetrach grubości), obgryzione brzegi, ponadrywane obrazki.

Gdy tłumaczę, powtarza za mną "nie bono nićyć", ale ma ten fakt w głębokim poważaniu.
Skuteczniej działa odebranie maltretowanej książeczki. Jeśli zniknie na dzień lub dwa, to później traktuje ją lepiej. Niestety, mimo podejmowanych kroków, ilość pozycji w jego biblioteczce z miesiąca na miesiąc maleje.

Podobnie jest z zabawkami. Nie zliczę autek z odgryzionymi kółkami, połamanych grzechotek, urwanych części. Niektóre z nich stanowiły zagrożenie - ostrą krawędzią połamanego autka można się skaleczyć, a urwanym kółkiem zadławić.

Oczywiście dwulatek pamięta i, od czasu do czasu, wraca do mnie z pytaniem: "Gdzie jest (tu wstaw coś z listy uprzątniętych resztek).", po czym obraża si ę, gdy tłumaczę mu, że wyrzuciłam, bo było zepsute.

A Wasze dzieci? Potrafią się bawić, nie rozkładając zabawek na czynniki (przed)pierwsze?