"JavaScriptSDK"

niedziela, 25 grudnia 2011

Dobre Wróżki i Złe Wiedźmy


Pan Tata stanął na wysokości zadania. Zapewnił mi Wigilię podczas której czułam się bezpiecznie, komfortowo, i którą spędziłam w atmosferze spokoju i uśmiechu. Potrafił sprawić, że nie odczułam aż tak dotkliwie braku moich rodziców, dziadków i rodzeństwa. Że nawet u tej mniej lubianej z jego babć nie czułam się obco.
Oczywiście to, co on pracowicie wypracował w ciągu 30 sekund zniszczyła Piesa. Jędza obraziła się, że wyszliśmy bez niej i w ramach zemsty rozwaliła karmę po całym mieszkaniu i zostawiła nam do sprzątnięcia wyjątkowo woniejącą kupę. Swoją drogą, nie wiem jak ona to robi, że potrafi na zawołanie mieć jednorazową biegunkę. :/ I zastanawiam się, jak to będzie wyglądać, kiedy już urodzi się Młody, który zajmie miejsce na samym szczycie listy naszych priorytetów…
***
Z innych Bardzo Ważnych Informacji – Lekarz z patologii ciąży, który przepowiadał mi Wigilię na porodówce, okazał się być kiepską wróżką. Nadal jesteśmy z Młodym w symbiozie (lub, jak woli to określać Pan Tata, Młody pasożytuje na Mamusi) i nie zapowiada się raczej na szybką zmianę tego stanu rzeczy. Co prawda obniżył mi się brzuch i pojawiają się skurcze przepowiadające, ale to są symptomy występujące nawet na miesiąc przed porodem…
No i, jak na moje to za spokojna jestem na zbliżające się rozwiązanie – na wszystko mam czas, z niczym nie pędzę, żeby już, w tej chwili, było gotowe.
Tak więc może doczekamy do 2012 z tym porodem ;)

wtorek, 13 grudnia 2011

Strzygopłaczka pt.1


Scenka I

Pan Tata złapał katar.
Strzyga płacze, bo się zarazi, a jak ona się zarazi, to Młody się zarazi i coś mu się stanie.

***

Scenka II

Pan Tata na humorki Strzygi zareagował tekstem: "Bo Ty się tak smucisz, bo niedługo nie będziesz mieć dziecka" (w domyśle: "w brzuszku")
Strzyga płacze, bo to jakaś straszna przepowiednia była i Młodemu coś się stanie.

***

Scenka III

Pan Tata domaga się wieczornego miziania, po czym, w którymś momencie zmienia zdanie i stwierdza, że idziemy spać.
Strzyga płacze, bo ona coś zrobiła nie tak i dlatego Pan Tata już nie chce.

***

Scenka IV

Pan Tata zbulwersował się pół żartem, bo nie dostał sandwicha.
Strzyga płacze, bo ona się stara - ugotowała obiad, wyprała trzy pralki ciuszków Młodego, wyprasowała, poskładała itp., a w zamian tylko "Gdzie jest sandwich?"

***

Scenka V

Pan Tata i Strzyga na radosnych, spokojnych zakupach.
Strzyga płacze przed lodówką z mrożonkami. (Ale dlaczego???)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Porodowe reisefieber


Spakowana do szpitala torba, wyprana część ciuszków Młodego, przemeblowanie w moich rzeczach.

Strzyga wyraźnie spokojniejsza.

Chyba po prostu potrzebuję działania.
I widocznych gołym okiem efektów.

***

Inna sprawa, że przerastają mnie Święta - pierwsze z dala od rodzinnego domu, w pełni na utrzymaniu Pana Taty, bez możliwości kupienia choćby drobiazgu od siebie dla najbliższych. Nie wyobrażam ich sobie.

Potrzebuję na pocieszenie pachnącej choinki, kolorowych bombek, łańcucha z koralików i dużo, dużo kolęd... I jeszcze Młodego na rękach ;)

***

w Narodzonego miłość wierzymy
choć okruchami zwą nas marnymi
Jego miłością naszą mierzymy
trwa wyścig z czasem w byciu dobrymi

sobota, 10 grudnia 2011

Fuck off

Trzeba pojechać do sądu, wyciągnąć akta, posprawdzać, co tam nowego, odebrać opinię RODiK. Bo jakoś do nas nie dochodzą wszystkie te sympatyczne rzeczy, które Sąd powinien dostarczać stronom postępowania... Więc żeby nie zostać w tyle trzeba jeździć. A sąd 500 kilometrów stąd.

No i oczywiście Pan Tata MUSI jechać tam TERAZ - przed samym porodem. Ale nie tak jak proszę - żeby pojechał w niedzielę na noc, w poniedziałek wszystko załatwił, i we wtorek rano był z powrotem. Nieee... On musi jechać w czwartek, bo chciał najpierw zadzwonić do Sądu, a przecież w sobotę nie zadzwoni.

Jak najbliżej terminu...

I chuj, że ja tu nie mam wsparcia w razie gdyby coś się zaczęło dziać.
Bo babcia ledwo chodzi. Ciocia pracuje poza miastem, więc w razie "W" nie da rady szybko dotrzeć, a szwagier żyje w swoim świecie kumpli i gier komputerowych i jakoś nie czuję się bezpiecznie z myślą, że miałabym zostać na jego łasce.

***

Oczywiście torba do szpitala niespakowana, bo nie ma połowy rzeczy. Załatwi się to rzecz jasna w poniedziałek. Szkoda tylko, że sklep internetowy ma 5 dni roboczych od zaksięgowania wpłaty na wysłanie paczki. A zanim dojdzie...

A mnie coraz częściej boli podbrzusze.
Coraz gorzej się czuję.
Coraz wyraźniej widzę, że moje ciało szykuje się na rozpakowanie...

***

A więc co robi mój Książe z Bajki, żeby mi pomóc z całym tym syfem dookoła?
Śpi.
W końcu jest dopiero wpół do pierwszej.

***

Odmawiam dalszej współpracy.

piątek, 9 grudnia 2011

Wyliczanki


Bilans zysków i strat po ostatniej wizycie u Pani Doktor.

NA PLUS

1. Jestem w ciąży.

NA MINUS

1. Młody pupą do dołu, więc prawdopodobnie cesarka.
2. Szyjka się skraca i otwiera, więc poród prawdopodobnie przed terminem.
3. Trzeba odstawić leki antyhistaminowe, a ich odstawienie wiąże się z odstawieniem podtrzymujących ciążę, bo prawdopodobnie to one mnie uczulają.

***

Jednym słowem - jak nie urok, to sraczka.

Zobaczymy co powie dermatolog w przyszłym tygodniu (o ile uda mi się do niego zapisać na przyszły tydzień). No bo przecież tak nie może być, że stale jakieś uczulenia. ;) Jako rzekła Pani Doktor: "Nie można stale leczyć objawów - trzeba poszukać przyczyny i ją wyeliminować".

wtorek, 6 grudnia 2011

Jak niedziela...


Dziś jest lepiej.

Problemy i niedogodności może nie zniknęły, ale jakoś mniej przeszkadzają.

Na ścianie wisi kalendarz adwentowy z Myszką Miki, Goofym i Kaczorem Donaldem. W kuchni (którą wypadałoby do końca posprzątać) stygnie masa na blok czekoladowy. W łazience uspokajająco buczy pralka. Mieszkanie jest puste, ale dziś tak jest dobrze. Spokojnie i bezpiecznie. Cicho.

***

I jeszcze wierzę w to, że zawsze jakaś jest
Okazja, żeby móc powiedzieć to, co najważniejsze

***


Może jednak jestem dość silna.
Albo wystarczająco świadoma swojej słabości, by móc z nią walczyć...

piątek, 2 grudnia 2011

Tears in Heaven


Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, nie zdaje sobie sprawy z tego co ją czeka.

Kto by pomyślał, że oprócz tych otrąbionych wszędzie gdzie się da mdłości i problemów z pęcherzem czeka ją coś jeszcze. Że po (często ciężkim) pierwszym trymestrze przyjdzie (wcale nie lżejszy) drugi i trzeci. Że piersi będą reagować buntem i bólem nawet na powiew wiatru, że brzuch będzie bolał, że czasami Maleństwo ułoży się wysoko i będzie uciskać na narządy wewnętrzne (a te na żebra) tak, że jedyne co będzie można zrobić to płakać i czekać aż minie. Że potem z kolei przesunie się niziutko i niemal nie będzie można chodzić. Że przez leki hamujące skurcze pojawi się uczulenie, nie będzie można jeść cytrusów i trzeba łykać coraz więcej leków, bo jak nie to czerwone, swędzące plamy, a jak tak to boli żołądek, bo ile chemii można w siebie wcisnąć...

A to tylko ciało.

Gdzie miejsce na psychikę - na krótkie zrywy euforii przeplatane długimi godzinami smutku, rozgoryczenia, strachu i złości?
Na partnera, który nie rozumie i nie próbuje zrozumieć, że nagle przestałaś być panią własnego ciała i myśli - i w związku z tym, kiedy śmiertelnie się obrazisz i potrzebujesz żeby on o ciebie walczył, próbował rozmawiać, perswadować, przytulić, wyjaśnić... po prostu ma wszystkiego dość i przyjmuję taktykę kompletnego zignorowania.

Na świat, który rzuca kłody pod nogi. Bo jak to jest, że trzeba zejść do sklepu, i wejść potem z powrotem na czwarte piętro, a dodatkowo w tym sklepie kolejka, nie ma ukochanych żelków, że o zwyczajnych jabłkach nie wspomnę. Że w laptopie psuje się klawiatura, usb i nie wiadomo co jeszcze. Że sprawa rozwodowa nie ruszyła się nawet o pół kroku przez prawie rok. Że zawsze jest czegoś za mało, coś jeszcze trzeba komuś oddać...

Na psa, który nie potrafi sam wyjść na spacer, śmierdzi, kradnie jedzenie, po którym rzyga, cieszy się bez sensu, nie słucha, szczeka, gdy ktoś wchodzi do domu i piszczy, gdy próbujemy wyjść, i do tego wszystkiego ma cieczkę (akurat teraz...).

***

Wczoraj, kiedy Twoje imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno
Tak mi było jakby róża
Przez otwarte wpadła okno

Dzisiaj, gdy jesteśmy razem
Odwróciłam twarz ku ścianie
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat, a może kamień?

***

Zostało 40 dni. Może mniej.

Dlaczego cała pewność i wiara uciekają ze mnie właśnie teraz?

Czy ja się w ogóle nadaje na matkę?

poniedziałek, 7 listopada 2011

Koszmary


Brakuje mi pewności siebie.
Czuję się ciężka, niezgrabna, napuchnięta. Zupełnie bez sensu - przecież przytyłam ledwie pięć kilo. A jednak mój organizm zaczyna męczyć się ciążą.

Do tego dochodzi po raz kolejny zmęczenie, płaczliwość, strach.

Chciałabym przytulić nasze dziecko - nie tylko "przez brzuch". Móc powiedzieć: "Ze mną i z Tatą jesteś bezpieczny." Tylko jak, skoro nawet ja nie czuję się bezpieczna. To kompletnie irracjonalne. Strach, że ktoś zabierze nam synka, że nie damy mu wszystkiego, czego potrzebuje...



poniedziałek, 17 października 2011

Czy Tata potrafi być Tatą


P. pojechał na Bardzo Ważne Badania, mające dać odpowiedź na tytułowe pytanie. Orzekać będą Panie Psycholożki z RODiK, które zobaczą dziś P., Eks i Dzieciaki pierwszy (i prawdopodobnie ostatni) raz w życiu. Ciekawi mnie, jakie kryteria wezmą pod uwagę i jakich metod użyją by zdobyć informacje potrzebne do wystawienia opinii.

Oczywiście jako Nowa Żona, niespokrewniona z Dzieciakami, wstępu nie mam.

I może to lepiej - nie potrzebny mi i Remikowi dodatkowy stres. Wystarczającym jest świadomość wagi tych badań.

Tak więc siedzimy, popijamy herbatkę i czekamy z niecierpliwością na telefon P. Remik domyślając się powagi sytuacji nawet nie zaczepia kopniaczkami.

Bo co, jeśli Panie Psycholożki stwierdzą, że Tata nie potrafi być Tatą?
Czy w takim razie Remik ma prawo go kochać i cieszyć się z niego?
Czy może jednak należałoby posłuchać mądrych Pań i odizolować?

I czy w ogóle da się odpowiedzieć na tak poważne pytanie po jednym tylko spotkaniu?

niedziela, 9 października 2011

Zakazy, nakazy, pierdółki...


We wtorek rano wyjeżdżamy, więc od wczoraj mam reisefieber.

Najpierw była to gorączka myślowa - co zabrać, czego nie zapomnieć, w co spakować rzeczy. Od dzisiaj jest już bardziej "czynnie". Zrobiłam pranie, które złośliwie nie chce schnąć (niestety, mamy już niemal połowę października i zaczyna się robić mroźno i smutcholijnie), ogarnęłam nieco mieszkanie. Jutro czeka mnie ciąg dalszy sprzątania plus pakowanie.

Remik się na te moje rewelacje i latanie obraził i pokopał rano, po czym zamilkł aż do teraz. Pewnie mu przejdzie jak się położę do łóżka i będzie się mścił, nie dając zasnąć. Już się troszkę znamy, co Synku? :)

***

Oprócz rewelacji okołopodróżowych są też inne, mniej sympatyczne i absolutnie niewyczekiwane - według ostatnich badań krwi mam podwyższony cukier. Wiąże się to z ograniczaniem słodyczy (a tego Tygryski nie lubią najbardziej). Tak więc klnę pod nosem, licząc, że Remik nie słucha i ograniczam... Ograniczam... Ograniczam...

Królestwo za słoiczek nutelli albo dobrą chałwę...

piątek, 23 września 2011

Kołysanka dla Misiaków


Zabawne...

Kiedy zaczęliśmy planować dziecko, nie wyobrażałam sobie, żeby mieć syna. Marzyła mi się mała, słodka księżniczka. Oczko w głowie Mamusi i Pana Ojca (Pan Ojciec oczywiście od początku krzyczał, że on chce chłopczyka, bo dwóch złośliwych bab w domu nie wytrzyma).

A potem zobaczyłam na teście dwie kreski i pojawiła się uparta myśl "Dominik!", ewentualnie: Kajetan, Tymoteusz, Kamil, Remigiusz, Adrian i tak dalej. Nagle wyparowały wszystkie pomysły na imiona dla córeczki, a kiedy ktoś pytał mnie o ciążę, za każdym razem mówiłam o moim/naszym synku.

I USG potwierdza, póki co, to moje przeczucie.

Tylko co, jeśli jednak urodzę córcię?

Bo przecież USG nie daje 100% gwarancji :)

wtorek, 6 września 2011

Idzie niebo ciemną nocą


Remik waży już 430 gram.
Na USG grzecznie odwraca się tak, żeby można było się upewnić, że na pewno jest chłopcem.
I kopie, kopie, kopie :)

Kocham ten mój Skarb :)

***

Słucham kołysanek.
Śpiewam kołysanki.
Myślę kołysankami.

Jeszcze cztery miesiące i zacznę je śpiewać tuląc swojego synka w ramionach :)

czwartek, 1 września 2011

Urojenia, paranoje...


Długotrwałe "unieruchomienie" działa mi na nerwy.
Chwilami CZUJĘ, że coś jest nie tak.
Potem przychodzi myśl, że to wszystko reakcja psychosomatyczna, bo ja przecież nie cierpię bezczynności...
I już sama nie wiem.
Mimo wszystko uparcie odsuwam decyzję o wybraniu się do szpitala.
Nie chcę leżeć tam, bo wiem, że będzie jeszcze gorzej.

Sześć dni piekła we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to z uwagi na operację musiałam zostać w szpitalu.
Pamiętam. Aż za dobrze.
Nic, że opieka była cudowna.
Ja nie mogę siedzieć w jednym miejscu.

***

A Remik kopie.
Wierci się, przekręca.
Oczywiście zawsze wtedy, gdy ja akurat zacznę usypiać :)

Tęsknię za nim.
Niech już będzie...

niedziela, 28 sierpnia 2011

Synek


Będziemy mieli synka. :)

Przynajmniej tak mówi moja ukochana Pani Doktor.
Tak, tak... Nie dość, że poznaliśmy już płeć Maleństwa, to jeszcze znalazłam odpowiadającego mi lekarza.
A to nie koniec rewelacji.

Wybraliśmy imię: Remigiusz, Młody zaczął PORZĄDNIE kopać, i jesteśmy już po przeprowadzce.
Oczywiście nie wszystko jest różowe (kiedy niby było?), tylko...
Chwilowo umiem tylko cieszyć się ciążą.

środa, 6 lipca 2011

Mamowe strachy


Najbardziej w ciąży nie lubię mdłości.
Zapachu ludzi dookoła, gorąca letniego powietrza, zapachu psa.
Wszystkiego, co sprawia, że mój żołądek reaguje buntem.

Z drugiej strony - brak tego uczucia budzi strach, czy z ciążą i dzieckiem wszystko w porządku.

Jeszcze mi nie minął strach przed poronieniem.
Nadal żyję od usg do usg.
Zwłaszcza w sytuacji, kiedy tyle przyszłostyczniowych mam straciło ciąże.
Dla uspokojenia odcięłam się od for ciążowych. Jednak niepokój pozostaje.

***

Boję się jeszcze swojej rosnącej agresji w stosunku do dzieci "nie moich".
Braku cierpliwości, braku zrozumienia, oschłości i oziębłego tonu głosu.

Przerażam mnie ja.

niedziela, 26 czerwca 2011

Okruszek


Rośniesz.
Na USG dokładnie widać gdzie masz główkę, gdzie malutkie łapki, nóżki.
Jesteś taki malutki, że nie chce się wierzyć...

I już dajesz matce popalić.
Na mdłości nic nie chce pomóc - w każdym razie na dłużej niż kwadrans.
Jazda autobusem, trolejbusem czy pociągiem to droga przez mękę.
Chociaż i tak mam farta - mimo mdłości, nie wymiotuję...

***

Po wakacjach, przed przeprowadzką.
Czekam na kolejne usg jak na zbawienie.
Niby wiem, że wszystko okay, ale czuję się bezpieczniej widząc bijące serce mojego dziecka...

Przed przeprowadzką koniecznie muszę zrobić badania... Tak, żeby zmieniając lekarza mieć już założoną kartę ciąży i powpisywane wszystkie wyniki.

piątek, 3 czerwca 2011

Jesteś

Stało się.

Dwie upragnione kreski.
Bijące serce mojego dziecka, widziane na ekranie aparatu do usg.
Mdłości, zawroty głowy.

Ale też trudna do pohamowania agresja, płaczliwość i niechęć do świata.
Humory i zachcianki.

Okazuje się, że bycie przyszłą mamą potrafi dać w kość i mi, i otoczeniu.

Ale czego się nie robi dla wyczekanego Skarba?

***

Dominik? Tymoteusz? Nadzieja?

Czekam.

środa, 11 maja 2011

Fuck the System

Gdyby można było kupić święty spokój lub poczucie bezpieczeństwa. Albo jeszcze lepiej - stabilizację.
Gdyby plany realizowały się bez niemiłych niespodzianek wyskakującyc w najmniej spodziewanym momencie.
Gdyby usmiech losu był wprost proporcjonalny do siły marzenia, pragnienia, czy zachcianki.
Gdyby.
***
Nie mogę zajść w ciążę
Mieszkam nie tu gdzie bym chciała.
Rycerz nadal nie ma rozwodu i opieki nad dziećmi.
W skutek likwidacji firmy pracę traci nasz współlokator, a co za tym idzie wyprowadza się i wzrastają nam koszty mieszkania, przy jednoczesnym spadku zarobków.
Problemy ustawione pod względem stopnia dokuczliwości.
A.
Okres mi się zbliża.
***
Pierdolę pieprzenie problemów.

czwartek, 17 lutego 2011

Lambada


Zmęczenie materiału. Trochę za bardzo przedłuża nam się ten remont.
Z drugiej strony - obijam się, nie trzymam tempa. 
Choćby teraz. Mogłabym mieć już wyszlifowane ściany i położony grunt pod farbę.
Ale nie mam, bo się obijam. :)

***
Zabrudzana resztkami zdartych tapet podłoga.
Ściany odrapane, niewyszlifowane po gipsowaniu.
Poplątana pościel w łóżku stojącym na środku pokoju.
Rozwalone po podłodze zabawki psa i kota.
Dwa tętniące ciepłem kawałki hałaśliwej, futrzastej radości.
Ciuchy porozrzucane po stołach, krzesłach, parapetach.
Kuchnia jak po wybuchu bomby atomowej.
Stosy dziecięcych ubrań do wyprania i wyprasowania.
Oczekiwanie.
Dom.
***
Czuję się pewnie - spokojna, uśmiechnięta. 
Cieszy mnie niezmienna obecność Rycerza.
Trochę tęsknie za dziećmi, ale jest nadzieja, że niedługo Eks pozwoli nam je zabrać na weekend.
Uparcie czekam na brak okresu.
Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, jest... :)

wtorek, 8 lutego 2011

Dzidzia robi "boo!"


Czerwona pigułka? Niebieska pigułka?

To nie Matrix. To się dzieje. 
Nie rozumiem dlaczego (albo nie pozwalam sobie zrozumieć), ale to przecież bez znaczenia. Zdarzenia następują po sobie. /RAZ! RAZ! RAZ! SZYBCIEJ!!!/
Słyszysz? Nie chcą zaczekać. Nie dają taryfy ulgowej.
Obiektywnie rzecz biorąc jest źle. 
To się nie skończy na trzech tysiącach. Będzie wyrównanie do alimentów. Będą koszty sądowe za sprawę alimentacyjną i później połowa kosztów rozwodowej. 
Obiektywnie rzecz biorąc siedzimy po uszy w gównie, a ja nie mam pracy.
Obiektywnie, czyli realnie.
To może mi ktoś powie, skąd we mnie ten niewzruszony spokój?
Obojętność wręcz?
***
I podjęliśmy decyzję.
W czas mroczny, ciemny i niepewny.
Ale to nasze życie.