"JavaScriptSDK"

środa, 21 lipca 2010

Węsiory, czyli w świecie Gotów


W sumie od dłuższego czasu korciło mnie, żeby się tam wybrać. B. z taką pasją opowiadał o Węsiorach, Gotach, fibulkach i kamiennych kręgach, że nie sposób było się nie zarazić. :)
Miało być grzecznie, poprawnie i tradycyjnie. Samochodem. Ale po drodze samochód się zepsuł, na stopa było nas ciut za dużo (cztery osoby). To co? Autobus.Najpierw jeden, potem drugi... Nie lubię autobusów. Zwłaszcza przy takim upale. Wtedy się nawet za okno nie chce patrzeć...

Ale w końcu dojechaliśmy. Pierwsze wrażenie/skojarzenie - wakacje sprzed dobrych dziesięciu lat. Wokół pola, las, droga otoczona drzewami. Jeeeej... Podoba mi się. :) Później lekkie pozucie zagubienia, kurczowe trzymanie się znajomych, bo oni juz tu byli, już wszystkich znają, a ja jestem biedną małą zagubioną dziewczynką.
 
I konie. Propozycja, zebym wsiadła. Najpierw na nie, bo przerwa za długa, bo pewnie nawet nie dam rady się na siodlo wdrapać, a już w ogóle nie dam rady prowadzić, koń zrobi ze mną co mu się podoba i tak to się skończy. Ale później takie łase przyglądanie się hucułom...
Na siodlo się wdrapałam, z koniem mialam tylko taki problem, że w pewnym momencie stwierdził, że on kończy spacer i stanął. Trochę to zajęło, ale przekonałam go żeby jednak ruszył dalej. :) Ogólnie zastanawiam się, jak ja wytrzymałam te osiem lat bez jazdy... Zwłaszcza po tej późniejszej, nocnej jeździe na Wiśku.
A nocą było tak:
 
- N...
- Hmm?
- Bo jak dasz mi wodze, to nad nim nie zapanuje, prawda...?
- Wiesz, to jest kierunek "dom", a ja znam tego konia i bałabym się, że nie dasz sobie z nim rady...
- Okaaay...
 
Parę metrów dalej czuję, że N. już nie trzyma konia... Zadowolona ściągam wodze, Wisiek przyspiesza.
 
- Strzyga, puść wodze, bo jak je ściągasz on to odbiera jako sygnał, żeby ruszyć.
- Ale kiedy o to chodzi :)
 
Grzecznie puściła wodze. Wytrzymala może z 30 sekund. Póniej było trochę szybciej, trochę dalej, z zamkniętymi oczami, bo przecież Wi wie gdzie iść. I ciekawość, czy uda mi się go zatrzymać, zawrócić, skłonić, by mi się poddał. Uda się. Jeszcze nie wszystko zapomniałam :)
 
Dobrze było wtulić się znowu w końską szyję.
 
***
 
Jak się dokopię do zdjęć - powrzucam.
 
O Kręgach i wizycie tam nie piszę z premedytacją. Może kiedy indziej :)

czwartek, 8 lipca 2010

Toruń, czyli pierwsze kroki

Zaczęło się jeszcze przed budzikiem. 
Przedwyjazdowe podekscytowanie zbudziło mnie za wcześnie. 
W głowie: "To-ruń, To-ruń", plecak na plecy i biegiem na skm-kę. 
Jakoś się w końcu trzeba dostać na wylotówkę z Gdańska.

***

Od razu zaznaczam - chciałam ruszać z Tczewa. Słowo GDAŃSK w połączeniu ze zwrotem POCZĄTEK PODRÓŻY budziło we mnie niewytłumaczalną niechęć. Podobnie jak określenie AUTOSTRADA. Ja chciałam ładnie jedynką od Tczewa do samego Torunia. Plany pokrzyżowała mi skm-ka, która za Chiny Ludowe nie chciała do Tczewa dojechać. Tzn. chciala, ale o 6.10 z Rumi. No ej. Żarty jakieś.

Chcąc nie chcąc, wysiadłam w Gdańsku i ruszyłam na wylotówkę.  Klnąc pod nosem doszłam na przystanek i... podjechał autobus do Tczewa. :):):) Nikogo nie dziwi moja radość? :)

***

Pierwszy odcinek - ledwie 20 km - skończył się gdzieś w szczerym polu, pod drzewami. Uśmiechnięta od ucha do uch wyciągnęłam łapkę. Jeden samochód, drugi... Trzeci... O, o ten srebrny zjeżdża :) 

W srebrnym samochodzie najsympatyczniejszy człowiek z jakim miałam przyjemność jeździć - i wliczam w ranking wszystkich swoich kumpli, przyjaciół, wujków, ciocie, brata i tatę. Godzina drogi, którą mi podarował minęła nawet nie wiem kiedy. Rozmowa o Hiszpanii, o strefach przemysłowych, wąskich rondach w strefach nie dla TIR-ów, o tym, że brzoskwinie to zły towar do wożenia, że Niemcy robią sobie pikniki na parkingach, specjalnie korkują drogi, a Hiszpanki mają strasznie zniszczoną skórę. O tym ile paliwa ciągnie TIR z 20-stoma tonami towaru na pace, gdy się jedzie pod górkę, o fiordach, które w rzeczywistości wcale nie są piękne, tylko czarne, brudne i brzydkie. O Murzynach, którzy ładują się na pakę, żeby przejechać przez granicę Wielkiej Brytanii, bo prawo tego kraju czyni ich poddanymi Królowej, gdy postawią stopę na angielskiej ziemi. I o karach, które dostają kierowcy, jeśli się ich z takim pasażerem na gapę złapie  I o spełnionym marzeniu, by dojechać do KOŃCA drogi.

Gdybym mogła, gdyby droga wypadała nadal razem - nie wysiadłabym z tego samochodu.
Dziękuję M. Dużo mi opowiedziałeś, dużo radości dała wspólna jazda. Oby nas jeszcze kiedyś zetknął Los.

Ostatni przed Toruniem był TIR. A jakże :) 
Lubię widok z wysokości kabiny ciężarówki. 

- A Ty się nie boisz łapać TIR-y na stopa?
- Nieee... Mój Tata 20 lat jeździ TIR-em i nigdy nikomu nic złego nie zrobił, więc...
- ...No bo w sumie to gdzie tym wjechać? Do lasu nie da rady. Jedynie na parking. A na parkingu narobisz wrzasku i mnie ludzie zlinczują... A taki osobowy? Wszędzie wjedzie, zrobi z dziewczyną co chce. Nawet się autostopowiczka nie obejrzy o obronie nie mówiąc.

W sumie tak na to nigdy nie patrzyłam. Niemniej mądry, logiczny punkt widzenia :)

***

Tak oto Strzyga poznała autostop.
I coś jej mówi, że to będzie długa, owocna znajomość. :)