"JavaScriptSDK"

czwartek, 29 sierpnia 2013

Sierpniowe shorty

1 sierpnia 2013 roku

Stwierdzam, że "bobofruty" mojego autorstwa są lepsze niż bobofruty kupne.
I nie wierzę w napisy na etykietkach: "bez cukru", "sok 100%"...


5 sierpnia 2013 roku

"Bo jak Ty jesteś w domu to ona cały czas śpi, albo grzecznie leży, a jak tylko wyjdziesz, to się zaczyna i muszę ją nosić stale. O, widzisz? Ledwo ją wzięłaś i śpi..."

Cóż... Tymon jest wcieleniem spokoju jak zostaje z P. - przy mnie włącza mu się "Moduł Terror". Sprawiedliwym wydaje się więc, żeby Agnieszka była męczyduszą tatusia.
11 sierpnia 2013 roku

Aguszka doszła do wniosku, że już jej nie odpowiada plan dnia polegający na spaniu i jedzeniu. Kazała dopisać noszenie na rękach.



14 sierpnia 2013 roku
Tymo z dnia na dzień budzi się wcześniej. Jak tak dalej pójdzie przestanie się w ogóle kłaść 


17 sierpnia 2013 roku

Właśnie przyłapałam Aguszkę na radosnym uśmiechaniu się. Wzięłam więc telefon ustawiłam kamerę i opowiadam jej cuda-wianki, żeby się dłużej uśmiechała i żeby mieć dowód... 

No i śmieje się, wdzięczy do tej kamery, cała przeszczęśliwa. W końcu jej się nudzi, więc wyłączam...

...cholera, przestawiłam tryb z kamery na aparat i zamiast uroczego filmiku mam jedno zamazane zdjęcie.

20 sierpnia 2013 roku

Odkąd Tymo zainteresował się nocnikiem odnotowuję:

- mniejsze zużycie pieluch;
- więcej sprzątania (Tymon na 20 prób zalicza jedno trafienie);
- mniej czasu na fb.

Ciekawe, czy ta zabawa skończy się odpieluchowaniem...

25 sierpnia 2013 roku

Agnieszka zaczyna "mówić".

28 sierpnia 2013 roku

Tymon mówi "daj". 

30 sierpnia 2013 roku

Muszę dopracować taktykę wychodzenia na plac zabaw...

Wczoraj wracałam z płaczącym Tymonem pod pachą, wolną ręką prowadząc wózek. Pół osiedla chichotało zza firanek 


31 sierpnia 2013 roku


Dziewiętnaście miesięcy to poważny wiek.

Stając na kanapie, można już sięgnąć do włącznika i na przemian zapalać i gasić światło...










Placek ze śliwkami

Składniki:

• pół kostki miękkiego masła
• 6 łyżek cukru
• 3 jajka
• szczypta soli
• 12 łyżek mąki
• 1½ łyżeczki proszku do pieczenia
• 0,5 kg śliwek

Do posypania:

• cukier puder

Sposób przygotowania:

1. Masło pokroić i zmiksować.
2. Do masła dodać cukier.
3. Dodać jajka i szczyptę soli. Wszystko zmiksować na puszystą masę.
4. Dodać mąkę z proszkiem do pieczenia i zmiksować.
5. Przelać ciasto do foremki (u mnie silikonowa o śr. 28 cm)
6. Na wierzch wyłożyć śliwki (skórką do dołu).
7. Piec w temperaturze 180ºC przez około 40 minut (do tzw. suchego patyczka).
8. Posypać ciasto cukrem pudrem.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Matka na wyłączność

Mój Tata piętnaście lat jeździł na TIR-ach. Wyjeżdżał w niedzielę w nocy, wracał w piątek po południu. Za tydzień lub dwa. Albo trzy, w okresie, gdy jeździł za granicę. Moja Mama w tym czasie ogarniała mieszkanie i trójkę dzieci. Dodam, że żadnego z nas nie możnaby z czystym sumieniem nazwać aniołkiem. Nawet moja Siostra, która zawsze była z nas najspokojniejsza i najbardziej uległa, potrafiła pokazać różki. Ja i Brat rogi mieliśmy cały czas na wierzchu.

Kiedy Tata zaczął jeździć, ja miałam trzy lata, Brat rok, a Sis dopiero się pojawiła. Mama teoretycznie nie pracowała, nie miała etatu, nie wychodziła z domu na osiem godzin. Zamiast tego siadała przy maszynie i szyła torby oraz paski. I nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia, jak Ona się z tym wszystkim wyrabiała, bo...

...P. pojechał wczoraj do Łodzi. Miał wrócić około czternastej, ale pojawiły się utrudnienia, spotkania się opóźniły i do domu dotarł o dziewiętnastej. W związku z tym  zaliczyłam dziewięciogodzinny maraton z moimi dziećmi. Zdecydowanie było to najdłuższe dziewięć godzin od czasu pieszej pielgrzymki do Częstochowy, na którą wybrałam się jako szesnastolatka...

Agnieszka postanowiła być łaskawa i połowę dnia przespała. Resztę zajęło jej jedzenie i wpatrywanie się w obrazki na ścianie. Dopiero około osiemnastej zażądała tulenia i noszenia na rękach. Ostatecznie jednak dała się przekupić smoczkiem i obietnicą, że jak Tata wróci i przejmie Tymona...

...który cały dzień nie pozwalał się zostawić na pięć minut. Najpierw władował mi się na kolana, żeby zjeść śniadanie. Po śniadaniu zrobił sobie z mojego brzucha trampolinę. Potem biegał po pokoju w kółko, póki się nie przewrócił. Zabolało, więc zapłakany wdrapał się na mnie, by, w ramach zwalczania bólu, bawić się w baranka (dziwię się, ze żadne z nas nie skończyło ze wstrząśnieniem mózgu...). Następnie były bajki, rysowanie, zabawa w ministerstwo głupich kroków, karmienie Agnieszki,podczas którego pół osiedla słyszało rozpaczliwy płacz mojego starszego dziecka - Tymon wybrał ten moment, żeby wejść na jeździk i spróbować sięgnąć klawiatury. Jeździk złośliwie odjechał, Tymon spadł. Na szczęście skończyło się na strachu, nawet nie zdarł sobie nigdzie skóry...

Tak więc, gdy o dziewiętnastej otworzyły się drzwi, miałam poważny dylemat, czy robić awanturę, czy rzucać się P. na szyję, ponieważ z jednej strony byłam wściekła za ten całodzienny wycisk, a z drugiej przeszczęśliwa, ze teraz będę mogła chwilę odpocząć.

Ostatecznie po prostu wyłączyłam się na pół godziny. Przestałam widzieć i słyszeć dzieci (do momentu, gdy Tymon zaliczył kolejny upadek; tym razem biegał z kocykiem na głowie, potknął się, nabił sobie guza i zdarł skórę na czole).

Już przygotowuje się psychicznie na październik, kiedy to rozpoczną się regularne wyjazdy szanownego małżonka...


sobota, 24 sierpnia 2013

Relacje

Małe dzieci tak szybko rosną...

Agnieszka coraz dłużej czuwa i stanowczo nie podoba się jej leżenie w miejscu. Najchętniej okupuje siedzisko stworzone z moich rąk, tak by znad ramienia obserwować otoczenie. Próby zmiany pozycji traktuje jak wypowiedzenie wojny i automatycznie wytacza ciężką artylerię. Głos ma mocny - po mamusi - więc chcąc nie chcąc układam ją w żądanej pozycji i kursuję po mieszkaniu. Czasem nawet pozwoli mi usiąść na fotelu. Wtedy zwykle pojawia się Tymon, który, jeśli akurat nie próbuje jej spacyfikować, wydaje się być siostrą zauroczony. Szkoda tylko, że tak płynnie i bez ostrzeżenia przechodzi z jednej fazy do drugiej... Nie zliczę sytuacji, gdy intuicyjnie wstałam, a sekundę później ręka Tymona wylądowała dokładnie tam, gdzie przed chwilą była twarz Agnieszki. Nie zliczę też sytuacji, gdy intuicja mnie zawiodła...

Niemniej zaczyna się między nimi tworzyć relacja opierająca się nie tylko na rywalizacji o moje względy. Tymon z uprzejmym zaciekawieniem pyta o jej policzki, uszy, nos i oczy (tu należy się odsunąć, bo pytaniu o oko towarzyszy włożenie w nie palca), Aguszka robi minę Kota ze Shreka i szczerzy do niego bezzębne dziąsła.

Takie chwile dają mi siłę na wytrzymanie tych gorszych dni i nadzieję na to, że za jakiś czas ta dwójka będzie trzymać sztamę przeciw reszcie świata.

***

Coraz bardziej czekam na wrzesień, bo...

Ty masz uszy - ja usta.
Ty oczy - ja ręce.
Tobie dawanie przychodzi naturalnie - ja, nawet oddając, zabieram.
Ty przyjmujesz bieg zdarzeń - ja wiecznie próbuję zawrócić rzekę.
Ty jesteś duszą - ja ciałem.
Ty koisz strach w sobie - ja, walcząc, podsycam go jeszcze bardziej.
Ty siadasz przy płomieniu - ja, by się ogrzać, wchodzę na stos.

Tylko razem jesteśmy kompletne.




czwartek, 22 sierpnia 2013

Cudza

Boli mnie to, że walczą.

Jestem rozdarta, rozbita, nie mogę nadążyć. Któreś i tak pozostaje nieszczęśliwe. Ona zanosi się płaczem. On próbuje ją uderzyć lub kopnąć. I też płacze. Rozpaczliwie. Łzy wielkie, jak ziarnka grochu, spływają po policzkach, buzia wygina się w podkówkę. A mi pęka serce. "Przepraszam, Córeczko." - szepcę. Odkładam ją, by biec do niego. Uspokaja się, ale ten spokój trwa tylko dopóki jestem tylko jego. Na chwilę odcinam się od jej narastającego krzyku i wtulam twarz w jego jasne włosy.

"Przepraszam, Synku..." - kołacze mi się po głowie i wracam do niej. Staram się nie widzieć twarzy wykrzywionej poczuciem krzywdy. Chciałabym ogłuchnąć, oślepnąć, nie czuć pod palcami wilgoci ich policzków. Albo podzielić się, jak pantofelek, i być podwójnie, żeby w żadnej minucie im mnie nie brakowało.

Tymczasem jest mnie za mało o dwie ręce do tulenia, dwa kolana, na które można się wspiąć, jedne usta do składania pocałunków na małym czole i jeden brzuch, w który można schować twarz. Jest mnie za mało, by być matką szczęśliwych dzieci.

piątek, 16 sierpnia 2013

Made by Strzyga ;)

 Zajęło mi to rok. Najpierw patrzyłam z podziwem i przestrachem, potem skracałam spodnie i zwężałam spódniczkę. Wreszcie spróbowałam uszyć body dla Tymona, ale nie nadawało się do noszenia. Obraziłam się więc śmiertelnie i przez kolejne miesiące maszyna porastała kurzem.

Kolejną próbę podjęłam pod koniec drugiej ciąży - wymarzyłam sobie sukieneczkę dla Aguszki. I drugi raz efekt moich działań nadawał się tylko do kosza na śmieci...  I znowu foch, na szczęście tym razem krótszy, bo kupiliśmy nową pościel, która wymagała lekkich poprawek. Nie no, co jak co, ale poszewkę na jaśka chyba będę umiała uszyć.

Usiadłam... I po dziesięciu minutach poszewki były gotowe, a ja czułam niedosyt. Przerobiłam więc starą, flanelową pościel na pieluszki dla Agnieszki i ściereczki do naczyń...

... nadal mało...

Westchnęłam, włączyłam wyszukiwarkę, wpisałam "jak uszyć spodnie dla dziecka", a dwie godziny później powstały one:


 

Mamo! Mamo! Żuczek


Musisz nas bardziej wyprzedzić, bo Tymon znowu wybiegnie z kadru...

Mamo, puść, tam jest plac zabaw!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Na wyłączność, czyli o trudnej sztuce gospodarowania czasem

Każdy, kto widział małego Pana Tatę mówi, że Tymon jest podobny do ojca. Nad Aguszka możnaby długo debatować, bo niby "skóra zdjęta z matki", ale jak porównać zdjęcia z podobnego przedziału wiekowego, to wygląda niemal jak Tymo.

Jest jednak jedna cecha, którą obydwoje odziedziczyli po mnie - zaborczość.

Żadne z nich nie odpuści.

Tymon, jeśli trzeba, pacnie Agnieszkę. Agnieszka, gdy uzna, ze zbyt dużo uwagi poświęcam jej starszemu bratu, rozkrzyczy się rozpaczliwie. Jeśli pobiegnę do niej za szybko, Tymo zacznie przeraźliwie piszczeć i rzucać wszystkim co ma akurat pod ręką. Z kolei, gdy postanowię najpierw dokończyć zabawę z nim, ona po kilku sekundach będzie się już krztusić i zanosić płaczem.

Zaczynam rozumieć, jak to się stało, że moja Mama zaczęła siwieć przed trzydziestką. Zresztą wcale się nie zdziwię, jeśli ze mną będzie podobnie. Na szczęście drogeryjne półki pełne są farb do włosów... Jednak o ile skutki uboczne u mnie jakoś przeboleję, o tyle myśl, że któreś z tych małych terrorystów poczuje się odrzucone lub zaniedbane nieustannie spędza mi sen z powiek. Dodam, że na chwilę obecną martwię się bardziej o Tymona. Aguszka, jako że karmię piersią jest do mnie niemal przyrośnięta. Tymona łatwiej odstawić na boczny tor. Niesprawiedliwe, ale prawdziwe.

Długo myślałam nad tym, jak zorganizować chociaż odrobinę czasu wyłącznie dla niego. Myślałam i myślałam bez skutku do momentu, gdy P., chcąc odpocząć chociaż kwadrans od pisków i krzyków, zasugerował, żebym idąc do sklepu po coś na śniadanie zabrała Tymona ze sobą. Teraz pluje sobie w brodę, bo z każdym dniem ten poranny spacer się wydłuża - młody coraz odważniej rozgląda się wokół i zaczyna zbaczać z prostej ścieżki: dom - sklep - dom, domagając się dokładnego zbadania osiedlowego trawnika i nazwania każdego patyczka, listka, czy źdźbła trawy. Przy okazji ćwiczymy poruszanie się przy ulicy, chodzenie za rękę oraz słuchanie poleceń.

A Wy? Szukacie czasu "tylko dla...", czy pozostajecie w stałym kontakcie z każdym z dzieci?

piątek, 2 sierpnia 2013

Dlaczego nie wierzę w żywność EKO?

Tytuł i post zedytowane, ponieważ przekonała mnie argumentacja Kropki i Piątej Pory Roku.
Cóż, jak mawia moja babcia: "Tylko krowa nie zmienia poglądów".


***

Strasznie mnie ostatnio wkurza to jak łatwo człowieka zrobić w balona. Irytuje mnie promowanie żywności EKO. Wiem, zaraz sypną się na mnie gromy, albo powita mnie urażone milczenie, ale...

Przede wszystkim GMO już jest. Nie da się zatrzymać. No chyba, że wydacie owadom zakaz zapylania upraw EKO, ale nie sądzę, żeby się takim zakazem przejęły. Wystarczy, że gdzieś w Polsce pojawiło się jedno pole, na którym zasiano zmodyfikowane nasionka. Resztę robi natura. Pszczółka usiadła najpierw na roślince zmodyfikowanej, potem poleciała na pole po drugiej stronie ulicy i usiadła na tej EKO i zapyliła ją. Voila. Oczywiście zakaz upraw genetycznie zmodyfikowanych troszkę spowolni proces, ale nie cofnie tego co już się stało i dzieje cały czas.

Poza tym nie tylko uprawy GMO zanieczyszczają żywność. Jeździmy samochodami? Palimy papierosy? Jakiś bardzo inteligentny ktoś na biwaku myje głowę w rzece (oczywiście z użyciem szamponu)? To nie pozostaje obojętne. Nie da się wydzielić powietrza i ziemi specjalnie dla upraw EKO. A skoro się nie da, to nie są naprawdę EKO...

Pomijam już fakt, że wielu "certyfikowanych" producentów żywności EKO, stosuje się do wytycznych tylko podczas kontroli. Sama znam kilku takich sprytnych rolników, którzy nawozy sztuczne i opryski chowają w piwniczce...

Co w takim razie robić?

Są płyny, które wypłukują pestycydy z warzyw i owoców, ale są dość drogie i mało wydajne. Ja zamiast nich wykorzystuję metodę Akademii Witalności:

1. Wkładam warzywa i owoce najpierw do wody o odczynie kwaśnym (na litr wody pół szklanki octu winnego lub jabłkowego albo 2-3 łyżki kwasku cytrynowego) na 2-3minuty - to usuwa bakterie.


2. Wkładam warzywa i owoce do wody o odczynie zasadowym (na litr wody 1 czubata łyżka sody oczyszczonej) na 2-3minuty - to usuwa pestycydy.

3. Opłukuję warzywa i owoce pod bieżącą wodą.