No, ale zapał był słomiany, efekty nie sięgały moich wygórowanych oczekiwań, więc przez ostatnie sześć lat uszyłam może z dziesięć rzeczy, zrobiłam kilkanaście drobnych przeróbek dla znajomych, rodziny, dla siebie. A oprócz tego maszyna stała na szafie i się kurzyła.
Czasem patrzyłam na moją Mamę, która szyje prawie całe życie. Babcię, już na emeryturze, ale nadal często siadającej do maszyny i było mi smutno, bo też bym chciała, a nie umiem.
Długo to trwało, ale w końcu dotarło do mnie, że przecież żeby umieć, rozwijać się, muszę ćwiczyć.
No i trwa kolejne podejście.
Cztery metry kupionego materiału, siata resztek od Mamy - i szyję.
- Sama się uśmiechnij."