Ale co ja mogę wiedzieć?
Dopiero tegoroczna Majówka pokazała mu, jak fajnie może być.
Zacznijmy od tego, że jeśli masz na podwórku dużą donicę ze żwirem oraz spalone słońcem i zroszone deszczem autko, to... zyskujesz trzy godziny na opalanie. Dzieci w tym czasie zasypują autko żwirem, pytają, gdzie się ono podziało, Ty, leżąc na leżaku, wołasz: "W doniczce" - one odkopują... I tak w kółko.
"Gdzie jest Ziyziak, mamo?"
Jeżeli dodatkowo jesteś posiadaczem przyjaźnie nastawionego psa*, możesz zapomnieć o czymś takim jak zabawa z dzieckiem. Zamiast tego, z bezpiecznej odległości** obserwujesz rozpoczynającą się przyjaźń. Dziecko się zmęczy, pies się wybiega... Same korzyści.
Dodajmy do tego hamak, altankę z grillem, miejsce na ognisko oraz doborowe towarzystwo (na zdjęciach tego nie widać, ale Majówkę spędzaliśmy w gronie dwudziestoosobowym).
Dwa dni w raju, i mieszkanie na czwartym piętrze wydaje się klatką.
* Pies na zdjęciach nazywa się Ramzes, ale syn mój z uporem maniaka nazywa go Prezesem.
** Należy pamiętać, że pies to tylko zwierzę, więc bezpieczna odległość nie oznacza "z okna na piętrze" tylko półtora metra od malucha.
** Należy pamiętać, że pies to tylko zwierzę, więc bezpieczna odległość nie oznacza "z okna na piętrze" tylko półtora metra od malucha.
wiesz ja od zawsze w domu wychowana i nie wyobrażam sobie innego życia.... choć czasem mam dość pracy przy ogródku drewnie itp to teraz kiedy mam dziecko doceniam podwójnie możliwość wypuszczenia Przemka na cały dzień na podwórko choć tak jak piszesz zawsze jestem obok a nie w domu przed tv.
OdpowiedzUsuńJa jestem z tych wychowywanych na własnych podwórkowych włościach i nigdy w zyciu nie zamieniłabym podwórka na blok, gdyby nie fakt mieszkania w Warszawie. 6 pietro to jednak zdecydowanie gorsza bajka...a na podówórko zawsze chętnie wracam do Mamy :)
OdpowiedzUsuńA ja z podwórka przenoszę się do bloku... Ogłupiałam prawda?
OdpowiedzUsuńo tak! podwórko rulez!
OdpowiedzUsuńjestem mieszczuchem, znaczy byłam :) 6 lat temu zamieszkaliśmy w domku jednorodzinnym, właśnie z powodu planowanego potomstwa, chociaż jest pracy po łokcie, to warto. Moje dzieci od 8.00 rano, do czasu kąpieli, są na podwórku, jedzą, taplają się, skaczą, biegają same lub z psami. Zdrowe, energiczne, wesołe, opalone chociaż mamy dopiero początek maja, moja 4 letnia córka zna nazwy wszystkich wiosennych kwiatów a od niedawna poznaje drzewka owocowe i krzewy. Nie zamieniłabym tego na spaliny, kurz, hałas, ciąganie się po schodach i tupot sąsiadów mieszkających nad nami. A cioć i wujków przyszywanych mają tutaj 8 par, więc nie narzekają :)
OdpowiedzUsuńNo. I trawnik, który trzeba kosić co kilka tygodni. I sąsiada, który codziennie ten trawnik kosi, bo się nudzi. I psy, które ujadają cały dzień. I zapachy z pobliskiej fermy kur. I dach, który trzeba ciągle łatać. I koszmarne koszty ogrzewania i dostępu do kablówki czy internetu (większość domów z Polsce może tylko Neostradę). Z perspektywy czasu wolę mieszkanie w bloku + malutki domek letniskowy nad rzeką, w lesie, gdzieś gdzie można się zaszyć na parę tygodni i mieć ciszę i spokój.
OdpowiedzUsuńJak ja Cię Strzyga rozumiem. Zdecydowanie jestem z tego bieguna, który zawsze opowie się za mieszkaniem w domu, niż w bloku. Co do argumentów P.- zgoda, miało to swoje plusy, nawet olbrzymie, tyle, że w naszych czasach, to wszystko jest nieaktualne. Chociażby sąsiedzi- nikt już chyba nie zawiązuje tak bliskich sąsiedzkich relacji, jak kiedyś, że nasze mamy piły razem kawkę w szlafrokach, albo ten podział opieki nad dziećmi, o którym wspomina P. Wyobrażasz sobie to teraz? Ja nie :)
OdpowiedzUsuńMarzę o takim domku, mimo, że raczej dziewczynkom średnio by już posłużył w sensie o jakim piszesz. Chyba, że dostalibyśmy go dziś, od razu do zamieszkania, łącznie z psem :) Ale jednak dom, to dom... Wyobrażam sobie siebie jako babcię i najazd wnuków, a ja wyjmuję w kuchni blachę z ciastem... Eh, łezka się kręci :)
Mi też marzy się dom z dużym ogrodem :<
OdpowiedzUsuńJa doceniam domowe podwórka, ale odkąd mam własne dziecko. Zawsze chciałam mieszkać w blogu, podczas gdy wychowywałam się na wsi. Jak się juz przeprowadziłam to podobało mi się do momentu w którym okazało się ze przeciez małego samego na osiedle nie wyposzczę, żeby pobiegał. A tak to we własnym ogródku, ja mogłabym cos robić a on by się bawił
OdpowiedzUsuńJa pół życia przedmałżeńskiego mieszkałam w bloku, a pół w domu z ogrodem i teraz nie zamieniłabym tego na nic innego! Na szczęście wraz z mężnym i córą zamieszkujemy taki jeden dom z takim niezadużym, ale zawsze ogrodem. I doczekać się nie mogę lata - młodociana w piaskownicy/baseniku/domku swoim ogrodowym/czy cokolwiek innego robiąca, a ja na ogrodowej huśtawce obok, z książką, ahhhh ale będzie bosko ;))
OdpowiedzUsuńJa jestem wychowana w takim domu z dużym ogrodem, od dwóch lat mieszkam w bloku i marzę, by stąd jak najszybciej wrócić na wieś... ;-)
OdpowiedzUsuńA mój mąż to mieszczuch, więc nie będzie łatwo nam się dogadać w tej sprawie...
Od urodzenia mieszkałam w bloku na parterze.. w okół zero "cioć", same "mohery"..
OdpowiedzUsuńPóźniej po ślubie mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym z babcią męża.. co tu dużo pisać.. dom, podwórko.. raj, choć trzeba się napracować :)
Najważniejsze, że masz takie miejsce i raz na jakiś czas możesz sobie do niego wyjechać na "wakacje" naładować akumulatory.
OdpowiedzUsuńJa nie mam wątpliwości co jest lepsze. Tylko możliwości ciągle brak... Teściowie mieszkają w domu, ale mają mocno odmienne od mojego wyobrażenie o tym, czym powinno być przydomowe podwórko... Bo w języku mego teścia to: szklarnia, grządki, i mnóstwo polbruku...........
OdpowiedzUsuńZostaje nam więc póki co marzenie i kombinowanie z kredytem :)