Niepostrzeżenie z obojętnego na kierunek niemowlęcia wyrósł mi miniaturowy przewodnik wycieczek.
Jeszcze nie tak dawno brałam go za rękę, a on podążał pół kroku za mną - zadowolony i spokojny - bez prób kwestionowania, czy eksploracji mijanych terenów. Wystarczyło trzymać się z daleka od placów zabaw - jedynych miejsc, w których Tymon zyskiwał na odwadze i uporze.
Do wczoraj.
Wczoraj mała dziewczynka z blond warkoczem do połowy pleców pokazała mojemu synowi przestrzeń. Nauczyła go podskakiwać tak, by upadać na pupę, rzucać dmuchawcami i ślizgać się na błocie. Uzmysłowiła mu, że może odbiec ode mnie na odległość większą niż kilka metrów i nic złego się nie stanie. Więcej - że jeśli odbiegnie, to ja pójdę za nim. Że może wybierać. Odkrywać!
Tymon zapamiętuje takie rzeczy.
Trasę dzisiejszego spaceru (czy można tak nazwać wędrówkę w tempie marszobiegowym?) całkowicie wyznaczał mój syn. Ja podążałam, ciekawa, dokąd zaprowadzi nas jego ciekawość.
Dziś obeszliśmy każdą dróżkę naszego osiedla. Nawet te prowadzące przez trawę.
Ciekawe gdzie zaprowadzi mnie jutro.
A Wasze dzieci? Wyznaczają szlaki, czy zdają się na Was?
Moj wyznacza szklak.... zawsze w przeciwnym kierunku niz ja :p
OdpowiedzUsuńto tak jak u nas:)
UsuńNo to wypisz wymaluj jak u mnie :)
UsuńZdecydowanie wyznacza szlaki od samego początku, zawsze wszędzie tam gdzie nie wolno ;)
OdpowiedzUsuńJak mamy czas to pozwalam jej decydować i podążam za nią. Ale dzięki temu rzadko mam problem, by ewidentnie ode mnie zwiewała. Choć zazwyczaj zawsze staram się mieć górę argumentów za sobą w postaci koleżanki, bułki tudzież dmuchawca którego tam widziałam ;)
OdpowiedzUsuńTeż nieraz dawała i nadal daję sie prowadzić. Interweniowałam jedynie w pobliżu jezdni. Uwielbiałam obserwować jak, mały kiedyś Kacper, prowadził mnie do domu;]
OdpowiedzUsuń