"JavaScriptSDK"

czwartek, 23 stycznia 2014

Nie traktuję moich dzieci równo


Nie poświęcam każdemu tyle samo czasu i uwagi.
Nie mają nawet równego dostępu do zabawek.

No bo jak?

Tymon, mimo wybijającego się ponad przeciętność intelektu (zwłaszcza ponad przeciętność niewyspanej matki), emocjonalnie i nawykowo jest typowym dwulatkiem, który właśnie odkrył znaczenie słowa "moje". "Moja" jest mama, lokomotywa, grzechotka i "kaapka dziemiki". "Mój" jest traktor, jogurt i tata. "Moje" są puzzle i klocki.

Tak więc mama i tata mają przytulać, rysować dla niego (ćwicz, matko, jeszcze będziesz sławna), układać puzzle i ogólnie poświęcać mnóstwo uwagi. Zabawki i jedzenie mają po prostu być. Nieruszane przez siostrę najlepiej. Bo jak nie, to w dziób. Owszem, zdarza się, że sam przynosi jej autka, karmi jabłuszkiem, czy wpycha do buzi smoczek, ale na ogół wygrywa instynkt posiadania.

Agnieszka natomiast poprzytula się trochę, posiedzi na kolanach, ale za moment już odpycha się ode mnie. Ciekawsza jednak jest pełna zabawek podłoga. Co prawda zabawki zaraz zacznie jej zabierać Tymon, ale jest ich tyle, że w końcu wyszpera taką, która ją usatysfakcjonuje, a jego nie zaciekawi. Ewentualnie w nim odezwie się dobry brat. No, ze dwa razy było tak, że musiałam wkroczyć, bo młodej damie zależało na tej konkretnej rzeczy i krzyczała, gdy Tymon próbował ją jej wyrwać.

Dobrym miejscem jest też fotelik do karmienia. Szalony wynalazek, tak w ogóle. Dajesz dziecku kawałek jabłuszka i masz 45 minut spokoju. I tak trzy, czasem cztery, razy dziennie. Marzenie.

W zamian wieczorem ląduje w moim łóżku i tam do rana ładuje baterie bliskością i ciepłem.

Tym sposobem w ciągu dnia większość mojej uwagi otrzymuje Tymon, natomiast noce należą do Agnieszki.

I to się sprawdza. Mimo zarzutów, że zaniedbuję (!?) Agnieszkę, a z Tymona robię tchórzliwego (!?) maminsynka, żadne z nich nie wygląda na nieszczęśliwe i potrafią się razem bawić (rzadko, ale jednak).

Owszem, staram się wzmacniać w Tymonie poczucie, że siostra to ktoś fajny, a nie zło konieczne. Gdy robi coś dla niej sam z siebie, mówię, że bardzo ładnie się bawią, próbuję też sposobu z prezentami "od Agusi". Tyle, że zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy.

Po pierwsze: nie znam rodzeństwa, które by nie rywalizowało i nie tłukło się. Zarówno jako dzieci, jak i później. Ja do tej pory potrafię ściąć się z siostrą, P. nadal kłóci się z bratem. Jesteśmy różnymi ludźmi. Mamy inne charaktery. Więzy krwi tego nie zniwelują, ani gdy masz dwa lata, ani gdy masz dwadzieścia. Mówi się, że dając dziecku rodzeństwo, dajesz mu przyjaciela na całe życie. Nieprawda. Dajesz mu kogoś, kto zawsze w jego życiu będzie. Tylko tyle i aż tyle.


Po drugie: przekupując Tymona prezentami "od Agusi", nie uczę go, że on jest fajna. Uczę go, że za pewne zachowania dostanie nagrodę. Kiedy ma ją już w rękach, powód do bycia miłym dla siostry znika. Najlepszego dowodu dostarczył on sam.

S: Tymonku, dlaczego bijesz Agusię? Agusia Ci dała ciasteczka, a Ty jej dokuczasz...
T: Nie ma ciasieciek juś.


Także pozostaje mi pilnować, łagodzić i próbować zachować jakąś równowagę między nimi.
Z pełną świadomością, że im dalej w las, tym więcej drzew.

8 komentarzy:

  1. Co ze mną jest? Czytam, chcę skomentować... zamykam (brak ogarnięcia).
    Co do rodzeństwa, nie wypowiem się... nie wiem. Ale masz rację rodzeństwo to ktoś na całe życie :)
    A co do równowagi - no chyba się nie da, bo jak?

    OdpowiedzUsuń
  2. No i póki co pięknie to podzieliłaś między Nich. U mnie już tak się nie da :( I co ciekawe, jedna i druga ma bardzo wyolbrzymione poczucie " to jest moje". Lila krzyczy jak Marcin bierze Elizę na ręce, Eliza wskakuje na Marcina, kiedy ten bierze Lilę na ręce...
    Rodzeństwo-przyjaciel? To bardzo przereklamowane :) Pewnie, że bardzo często się zdarza, ale myślę, że my rodzice musimy niestety dopuszczać też inny wariant stosunków między dziećmi i nie zmieniać go na siłę. Chociaż to trudne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że pięknie dajesz sobie radę. I nie daj sobie wmówić inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. pogodzić się nie da a załagodzenie wychodzi Ci cudownie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakbym czytała o sobie.. Młodszy w nocy, Starszy w dzień.. i te cudowne krzesełko do karmienia...
    Też mam brata, 5 lat młodszego. Zaczęliśmy się "kumplować" jak wyprowadziłam się z domu. Wcześniej się tłukliśmy i kłóciliśmy na całego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wygląda na to, że metody na to wszystko już masz. Będzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  7. każde dziecko jest inne......patrząc na moich synów widzę często kolosalne różnice między nimi.... tu się z tobą zgodzę. czasem jak dziecko jest takie że długi czas pobawi się samo i nie wymaga uwagi rodzica.....to krzywda byłoby mu ingerować w tą zabawę;). zaś więcej uwagi wymaga asorbujący starszak który w każdą czynność chce cię zaangażować - nikt nie jest poszkodowany, bo jeden bawi się spokojnie i nie potrzebuje tyle uwagi, wtedy ma ją drugi. a zawsze ma się oko na oboje;)

    czasem właśnie po równo - nie jest sprawiedliwie.

    w razie czego....kolana masz dwa i ręce dwie;) ( w takich przypadkach kiedy oboje pchają się na raz albo usypiam oboje na raz.....dziękuję Bogu że nie ma trzeciego dziecka)


    ja rodzeństwa nie mam.....i jestem aspołeczna mam problem odnaleźć się w jakiejkolwiek grupie, walczę z tym i uczę się pewnych rzeczy w relacjach między ludzkich do dziś......gdybym rodzeństwo miała to pewnie bym charakter wyrobiła wcześniej i takich problemów bym nie miała;)

    nie wiem czy tak w 100%% zgodzę się z przedmówczyniami które posiadają rodzeństwo. to chyba kwestia wychowania. i dopóki rodzice nie umrą i nie trzeba będzie toczyć wojny o spadek......to można być zajebistym rodzeństwem gdzie jeden za drugiego w ogień skoczy ( znam takich rodzeństw niemało)...niestety wszystko kończy się kiedy umierają najstarsi z rodu i jest spadek - wtedy to jest jatka i zerwanie więzi na resztę życia

    może i czasem z rodzeństwem źle bo kłótnie i bójki.... i rzadko jest zgoda...ale samemu jedynakowi chyba jeszcze gorzej..... nawet pokółcić się nie ma z kim;)

    OdpowiedzUsuń
  8. eee tam, tłuczenie się też ma swoje zalety :) Życie w rodzeństwie ma różne kolory, dlatego tak dobrze przygotowuje do bycia częścią grupy...

    OdpowiedzUsuń