"JavaScriptSDK"

sobota, 30 listopada 2013

Niepokój nazywany miłością

Miałam lat szesnaście i właśnie kończyłam gimnazjum. Przede mną był pierwszy ważny wybór - szkoła średnia. Marzyło mi się technikum gastronomiczne, bo - choć niewiele czasu udało mi się w tamtym okresie spędzić w kuchni - czułam, że to może być mój kierunek.

Ja. 
Moja Mama nie.

Moja Mama, której dwadzieścia trzy lat wcześniej babcia zabroniła pójść za głosem intuicji "bo krawcowa, to niewdzięczny zawód". Która wielokrotnie mówiła, że żałuje posłuszeństwa. Która dziś, jak na ironię, zarabia szyciem.

"Chcesz spędzić życie jako kuchta?! Powinnaś iść na studia! Stać Cię na więcej!" - krzyczała, a ja wiedziałam, że wcale nie. 

Zgodnie z jej "życzeniem" zrobiłam liceum. Nie poszłam na studia. Nie czułam takiej potrzeby sześć lat temu i nie czuję jej dzisiaj. Nie pracuję jako "kuchta", ale pasję do gotowania (popatrz, intuicjo) rozwijam we własnej, domowej kuchni.

Tak, wiem, że chciała dobrze. Wszystkie chcemy, żeby nasze dzieci miały łatwiej i lepiej, niż my.

Moja babcia, która wiodła życie krawcowej (wiecie, jak trudne bywa dogadanie się z klientem?), chciała tego dla swojej córki. Moja mama, której gotowanie kojarzy się z organizowaniem imprez rodzinnych, podczas których ona urobi się po łokcie, a reszta będzie się gościć, chciała tego dla mnie. 

Dziecko na zawsze pozostanie ofiarą doświadczeń swoich rodziców. Jeśli ułoży nam się dobrze, będziemy chcieli, by podążało tą samą ścieżką. Nie z pychy, lecz dlatego, że wydaje się nam ona bezpieczna i dobra. Jeśli życie rzuci nam kłody pod nogi, będziemy popychać je w inną stronę, bo przecież nasza droga była niewdzięczna i zła.

Agnieszka nie ma jeszcze pół roku, a ja drżę nad jej złamanym za lat kilkanaście sercem. Zastanawiam się ilu drani spotka. Czy będzie dość silna, by zawsze trzymać głowę wysoko. Martwię się na zapas, czy nauczę się być dla niej wsparciem. Moja miłość naznaczona jest troska i strachem, bo na własnej ścieżce nie raz się potknęłam.

Zabawne, bo zanim zostałam matką, matką córki, zarzekałam się, że ja nie będę przenosić własnych ambicji i lęków na dziecko. Że pozwolę mu wybierać tak, jak zechce. Obecnie nadal zamierzam, ale zdaję sobie sprawę, że będzie to dla mnie trudne.

A Wy?

5 komentarzy:

  1. Szczerze cieszę się, że mam dwóch synów. Wiem, że będą oni mogli iść własnymi ścieżkami. Pozwolę im na to.
    Wiem też, że w przypadku córki byłoby zupełnie inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co do mnie jszcze takie kwestie nie docierają ale myślę chcę się nie mylić że dam mojemu synowi wolną rękę tak jak mi dali rodzice;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno stwierdzić... Ale wiem o czym piszesz, moja mama też chcąc dla mnie dobrze popchnęła mnie na studia, na dziennikarstwo - zrobiłam je bo chciałam aby była dumna. Ona jest - ja niezbyt.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja podobnie do Ciebie - zdaję sobie sprawę, ale pilnuję się, żeby pozwalać dzieciom na samodzielne wybory

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, teorię na ten temat to ja mogłabym wykładać na uniwerku, a w praktyce? Hm, przytoczę może słowa mojej koleżanki, na temat przyszłości Jej córki: "Jak już Lena skończy farmację, to jako drugi kierunek niech wybiera co chce" I w sumie to by było na tyle :)
    Pewnie, że chcemy dobrze, pewnie, że chcemy, żeby One uczyły się na naszych błędach, pewnie, że nie chcemy żeby się sparzyły, harowały jak osły... Tylko, że nawet jeśli mamy rację, One mają prawo do własnych wyborów, własnych błędów... A wiesz co mnie przeraża? Czy będę potrafiła spokojnie stać obok i na to patrzeć...
    A teraz może trochę inne spojrzenie na Twój wpis. W podstawówce uczyłam się super, taka prymuska. A jednak nie dostałam się do wymarzonego liceum, zabrakło mi chyba 2punktów, chcieli mnie potem przyjąć ale ja z urażoną ambicją znalazłam już inne liceum. A tam zaraz we wrześniu okazało się, że przypasowało mi bardzo pewne towarzystwo, którego celem nadrzędnym na pewno nie była nauka. No i opuściłam się bardzo. Z prymuski stałam się po prostu przeciętna. Mama niby próbowała mnie motywować, ale ja przecież byłam najmądrzejsza... Poszłam na studia, ale nie na takie, na jakie mogłabym pójść, no i w ogóle mam poczucie, że zmarnowałam wiele szans w moim życiu i to co najgorsze, mam trochę żalu do mojej mamy, że w tamtym okresie bardziej mnie nie przycisnęła, że jakiś szlabanów nie zrobiła, może bym się ogarnęła.... Nie lubię takiego gdybania, ale czasami wracam do tego pamięcią i myślę sobie-no kicha, a mogło być inaczej :(

    OdpowiedzUsuń