Założenia są piękne.
Empatia zamiast nakazów i zakazów.
22 alternatywy dla kary
Miłość i zrozumienie zamiast przemocy (choćby słownej).
Taka chciałabym być.
Tymczasem w "tu i teraz" sytuacji stresowych kiełkuje we mnie myśl: "Robi to specjalnie/złośliwie", a za nią kiełkuje najszybciej rosnący chwast świata - złość. Na kilkadziesiąt sekund zapominam o jego potrzebach i liczy się tylko efektywność. "Grzeczność" w definicji wyniesionej z domu.
Przykład:
Tymon chce się przytulić (potrzeba miłości i poczucia bezpieczeństwa), ja karmię Agnieszkę. Tłumaczę mu, że musi chwilę (w języku dwulatka: prawie wieczność) zaczekać. On szybko się niecierpliwi, zaczyna krzyczeć, próbuje odepchnąć małą ode mnie (walka o zaspokojenie potrzeby). Moje opanowanie znika krótko po tym, jak ona zaczyna płakać. Warczę, pogłębiając tym samym jego poczucie krzywdy i stresując Agnieszkę, którą przecież chciałam chronić. Płacz obojga się nasila, moja frustracja i złość wraz z nim. Podnoszę głos. Nic nie jest proste, nie ma w tym cienia zrozumienia ani empatii. Tylko potrójna frustracja - moja i dzieci.
A przecież mogłam inaczej.
Mogłam przytulić Tymona wolną ręką.
Mogłam zająć go rozmową lub odwrócić jego uwagę w inny sposób - ostatnio wysłałam go po kartkę i kredkę i poprosiłam, by narysował dla mnie domek.
Mogłam powiedzieć po prostu: "Wiem, ze jesteś zły i smutny. Ja też się denerwuję."
To ostatnie jeszcze niedawno wydawało mi się głupie. Po co mówić o oczywistościach? A jednak warto, ponieważ nazwanie emocji pozwala się na owej skupić, a skupienie ułatwia poradzenie sobie z nią.
Tak więc ćwiczę intensywnie - na tyle, że Tymon dziś, w reakcji na którąś odmowę, poinformował mnie: "Smutny Tymonek".
Wiem, że przy moim temperamencie czeka mnie długa i wyboista droga, ale czuję, ze to właściwy kierunek. Że to tę ścieżkę miałam na myśli dawno temu, gdy krzyczałam: "Ja będę lepszym rodzicem!"
*O Żyrafie i Szakalu przeczytałam po raz pierwszy tutaj. A wziął się ten świat stąd.
Wszystkie musimy się tego uczyć, ja już się boję, że nie dam rady - ale trzeba się starać. A Ty się starasz kobieto! A, że Ci raz na 100lat nerwy puszczą... Człowiekiem jesteś, nie maszyną, masz prawo, ważne, że potem potrafisz się do tego przyznać.
OdpowiedzUsuńi ja eksploruję ten świat
OdpowiedzUsuńA ja wczoraj o tym samym pisała. Przesilenie wiosenne, czy ki diabeł? ;)
OdpowiedzUsuńNo to mam jeden sukces wychowawczy na koncie, bo zawsze nazywałam Elizy uczucia, co owocowało tym, że zamiast mi sceny i scenki urządzać, mówiła, że jest smutna/zła/zmęczona... Ale masz rację- przede mną też jeszcze dłuuuuuga i wyboista droga, bo zastosować to wszystko w praktyce...
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!