Ponoć moment, gdy w naszym życiu pojawia się dziecko jest jednocześnie momentem, gdy kończy się nasza swoboda i spontaniczność. Bo wszystko trzeba zaplanować, oczywiście z minimum tygodniowym wyprzedzeniem.
Jest tak? U Was?
U mnie dnia 17 października o godzinie 15:30 zadzwonił telefon:
"Jak chcesz jechać do swojej mamy, to się pakuj, o 18 ruszamy."
I ruszyliśmy. Na wariata, ale jakoś tak pewnie, z torbą w której zabrakło jedynie rożka Agnieszki (bo się nie zmieścił) i musującej wersji energetyka Piotrka, bo jakoś mi nie przyszło do głowy, że mój uzależniony od napojów energetycznych mąż mógłby tej tubki potrzebować (przetrwał, nawet żywotnie wyglądał). Mimo braku planów i wyjść awaryjnych, wszystko poszło jak z płatka i bezstresowo.
Nawet pochłonęłam cheeseburgera w Macu. Jakże byłam rozczarowana, gdy okazało się, ze moje marzenie z ostatnich tygodni zwyczajnie mi nie smakuje ;)
Wróciliśmy dzisiaj. Ja z żalem, który nieco osłabł gdy weszłam do naszego mieszkania.
W duchu lizę, że to nie ostatni taki spontan :)
Już z 2 letnim dzieckiem można spontanicznie, szybko coś zdziałać :) Nawet 10 min przed samym wyjściem wrzucić majteczki i rajstopki na zmianę w razie co... Ale w lutym znów pojawi się noworodek w domu... Dopóki mogę, korzystam na maxa!!! A później plany nie raz szlag trafi, a bo to katar, kaszel, ząbki, kolki i jeszcze inne różne cudawianki :-p
OdpowiedzUsuńWczoraj tu do Ciebie zaglądałam czy już wróciłaś... Też tak mamy, ale niestety zwykle zapominam więcej rzeczy :)
OdpowiedzUsuńAż takich spontanów to u nas niet... bo moją mamę mam pokój obok, a do teściów aż tak mi się nie śpieszy :P
OdpowiedzUsuńooo czyli to było spowodowane nieobecnością a ja już jakieś czarne scenariusze układałam:/ cieszę się ze miło spędziłaś czas....
OdpowiedzUsuńAgnieszka! jakie piękne imię :D
OdpowiedzUsuń