Świeciło słońce, pachniało wiosną. W ciągu dnia z niepokojem wsłuchiwałam się w kaszel i wycierałam nosy. Po południu, gdy P. wracał z pracy, ja biegłam na zakupy, z rozwianym włosem, bez kurtki, bez chustki na szyi. Odliczałam dni, do chwili, gdy wyjdziemy razem, na dłużej niż piętnaście minut.
Piątek przyniósł ułaskawienie. "Tak, Tymon też może już wyjść na spacer - o ile będzie ładna pogoda."
W sobotę lunął deszcz i zaczęła się wichura...
Cały bieżący tydzień spędzam, czekając na piątek.
Po pierwsze dlatego, że ma być słonecznie i ciepło.
Po drugie dlatego, że mamy wyczekiwaną od grudnia wizytę u alergologa.
"Nic złego nie robię..."
Mała akrobatka
:) my też jak już wreszcie zdrowi to pogoda do du... no ale co zrobić ma być lepiej podobno
OdpowiedzUsuńa określiłaś w swoich oczekiwaniach KTÓRY piątek? ;)
OdpowiedzUsuńżycie i pogoda ma nasze plany gdzieś...:)
OdpowiedzUsuńOj znam to- przy chorych dzieciach, nawet wyjście do osiedlowego sklepu staje się mega atrakcją :)
OdpowiedzUsuńAga powaliła mnie na kolana tym zdjęciem! Jest boska. Natomiast Tymon ma minę nie jakby broił, ale jakby wyrażał nią swoje chorobowe frustracje.
No nic- oby do piątku, oby do słońca, oby na dwór!
zdrówka dużo
OdpowiedzUsuń