Rok temu zarzekałam się, ze choćby nie wiem co, choćby od tego losy świata zależały, choćby huragan, śnieżyca i morze ognia... Że ja nie rodzę. Nigdy więcej.
Trzy miesiące temu patrzyłam na dwie kreski i jedyne co czułam to strach i bunt. Bolał mnie brzuch z nerwów. A dzwoniąc do P. i prosząc żeby kupił drugi test modliłam się do wszystkich bogów świata, żeby ten, który zrobiłam kilka minut wcześniej, był wadliwy. Potem były wizyty u lekarzy, uśmiechnięte dumne kobiety w zaawansowanych ciążach, na które patrzyłam z niedowierzaniem.
I powolne oswajanie się z myślą, ze jednak będzie drugie... Tak szybko.
A wczoraj kolejne usg.
- Na ustalenie płci jeszcze za wcześnie? (17 tydzień)
- Zobaczyyymy...
I tak patrzył, patrzył i wypatrzył. Moją córkę.
Nie uwierzylibyście, jaka dumna i szczęśliwa wychodziłam z gabinetu. Wszystkie babki w poczekalni się podśmiewały... ;)
I like it! :)
OdpowiedzUsuń:) świetne wieści teraz tylko donosić, urodzić i będzie z górki:)
OdpowiedzUsuńGartki:)
OdpowiedzUsuńGratuluje coreczki, no chyba, ze ta zrobi psikusa i zamieni sie to i owo :)
OdpowiedzUsuń