Zepsuło mi się dziecko.
Kiedyś, w sumie niedawno, bo ze dwa-trzy miesiące temu, sadzało się Tymona w krzesełku i on jadł. Otwierał szeroko buzię, dziamał i połykał, po czym znowu otwierał szeroko buzię. Zjedzenie pełnej miseczki obiadku (ok 300 ml) zajmowało mu wtedy maks 10 minut.
Teraz wsadzenie go w krzesełko jest traktowane jak prowokacja do podjęcia prób samobójczych - wstaje w nim, próbuje wchodzić na blat, rozbujać krzesełko, skacze... Natomiast postawiony na podłodze bawi się ze mną w chowanego. Staje za moim fotelem i kiedy odwracam się w jego stronę z łyżeczką, ucieka ze śmiechem w drugą stronę, tak, by pozostać za moimi plecami. Oczywiście co jakiś czas łaskawie podchodzi, żeby zjeść trochę, ale jednak zabawa pozostaje na pierwszym miejscu. Czas karmienia? Od godziny wzwyż.
I w sumie nawet by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie to, ze przy obecnych zwyczajach po Tymonowym obiadku wyglądam jak miseczka po zupce.
Bo przecież matkę trzeba wycałować, utulić i wygłaskać za to, ze tak ładnie podaje jedzenie...
***
Przygotowania do ślubu; stan na 25 marca.
Gotowe:
Zaproszenia porozsyłane i nawet "dotarte".
Obrączki zamówione.
Kiecka, a konkretniej: kreacja, bo składa się z sukienki, rękawiczek i opaski, uszyta.
Biżuteria do sukienki zamówiona (w formie półproduktów, ale od czego mam zwinne paluszki ;)).
Piosenka na pierwszy taniec wybrana (przez naszego nieocenionego, najlepszego, genialnego świadka).
Pozostało:
Kupić buty (moje i P.).
Kupić garnitur.
Zamówić tort (albo zrobić).
Wybrać menu.
Bukiet jakiś?
Potwierdzić gości.
Może i upaprana, może jak miseczka, ale z absolutnym rozczuleniem się czyta takie opowieści :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, jak to jest, że ja ślub przegapiałam, znaczy się przygotowania, ze są !! :D To ja winszować winnam!! :)
Może powinnam większą czcionką o ślubie pisać :DDD Chociaż to by wyglądało, jakbym się domagała atencji z tego powodu ;)
Usuń