Mamy ząb.
Jeden. Biały jest, ładny, nie powiem. Tymon nauczył się nim skrobać i teraz jak mu dam kawałek jabłka, to po jakimś czasie oddaje mi kawałek jabłka z rowkiem.
Mamy też zmiany atopowe na buzi. Tzn. Tymon ma. I Fenistil i maść, żeby zniknęły. I dietę. Bo dieta najważniejsza. A ja liczyłam, ze powoli wychodzimy i że wreszcie zacznie być normalnie - z chlebem codziennym i twarożkiem na śniadanie. Tak mi się marzyło.
I zapalenie płuc mamy. To ja, nie Tymon. I duszenie się kaszlem, bo cholerstwo siedzi głęboko Przez miłego, zatroskanego pana doktora, który się kazał leczyć paracetamolem, bo "to tylko wirusówka, a pani w ciąży"... I drżenie mamy, żeby Ince jednak nie zaszkodziło, żeby ten antybiotyk, od drugiej, mniej zatroskanej, a bardziej konkretnej i perspektywicznie patrzącej pani doktor. Żeby ten antybiotyk nie był za późno. Na werdykt specjalisty muszę czekać jeszcze 11 godzin.
A na koniec mamy dwa odpisy aktów urodzenia i jeden odpis aktu zawarcia małżeństwa z adnotacją o rozwodzie. I ambitny plan, żeby jutro te papierki zanieść do USC.
Oj trzymam kciuki za Was dziewczyny, trzymam. A te papierki to niech sobie poczekają jeszcze parę dni, siedź w domu.
OdpowiedzUsuń