Wrzesień. Urodziny pięciu bliskich osób, pierwsze jesienne przeziębienia, szycie, sutasz i szczury.
Jednym słowem: kołowrotek.
Ogólnie rzecz biorąc, mieszkanie tutaj jest przyjemnie wyczerpujące. W Rawie był codzienny spacer, o ile, rzecz jasna, moje chorujące dziesięć miesięcy w roku dziecko nadawało się do wyprowadzenia z mieszkania. Tutaj stale jestem w biegu. Bliskość rodziny i przyjaciół, wewnętrzny spokój, który daje mi mieszkanie tylko z P. i dziećmi oraz poczucie mocy sprawczej daje mi niesamowitego kopa energii.
Skutki są różne. Od rozwoju osobistego poczynając, poprzez wzbogacenie życia towarzyskiego, na samoistnym ograniczeniu kontaktów z komputerem kończąc. Zwłaszcza deska do prasowania wybrana przez Mamę, a zakupiona przez Babcię "na nowe mieszkanie" odcina mnie od rzeczywistości.
Nic tak nie odpręża, jak prasowanie.
Tak więc jestem z doskoku. Tymona i Agnieszki od miesiąca bardziej doświadczam niż obserwuję i opisuję, i to jest jednocześnie dobre i straszne.
Dobra jest więź, którą budujemy, rzeczy, których się uczą i słowa (a raczej opowieści), które snuje Tymo. Dobry jest wspólny śmiech i buzia Gugi wtulona w zagłębienie obojczyka. Najlepsze jest potakiwanie głową, gdy wdrapie się na taboret, nie może zejść a ja spytam "ściągnąć Cię?".
Straszny jest poziom jęczenia, sprzeciwu i niezadowolenia, które obydwoje mi fundują - on w związku z wywindowaną w kosmos świadomością własności, ona z racji niespełnionej chęci dorwania wszystkiego w zasięgu wzroku. No i bójki, szarpaniny i kłótnie między nimi. Serio. Dziecko nie musi mówić, by się kłócić.
***
Agnieszka odhaczyła dwa pierwsze słowa.
Nie powinnam ich uznawać, gdyż żadne nie brzmi "mama".
Pierwsze to "tata" - w życiu nie zgadniecie, co oznacza ;)
Drugie to "baa" - z pasją powtarzane, gdy uda jej się srutnąć czymś porządnie o podłogę.
Skutki są różne. Od rozwoju osobistego poczynając, poprzez wzbogacenie życia towarzyskiego, na samoistnym ograniczeniu kontaktów z komputerem kończąc. Zwłaszcza deska do prasowania wybrana przez Mamę, a zakupiona przez Babcię "na nowe mieszkanie" odcina mnie od rzeczywistości.
Nic tak nie odpręża, jak prasowanie.
Tak więc jestem z doskoku. Tymona i Agnieszki od miesiąca bardziej doświadczam niż obserwuję i opisuję, i to jest jednocześnie dobre i straszne.
Dobra jest więź, którą budujemy, rzeczy, których się uczą i słowa (a raczej opowieści), które snuje Tymo. Dobry jest wspólny śmiech i buzia Gugi wtulona w zagłębienie obojczyka. Najlepsze jest potakiwanie głową, gdy wdrapie się na taboret, nie może zejść a ja spytam "ściągnąć Cię?".
Straszny jest poziom jęczenia, sprzeciwu i niezadowolenia, które obydwoje mi fundują - on w związku z wywindowaną w kosmos świadomością własności, ona z racji niespełnionej chęci dorwania wszystkiego w zasięgu wzroku. No i bójki, szarpaniny i kłótnie między nimi. Serio. Dziecko nie musi mówić, by się kłócić.
***
Agnieszka odhaczyła dwa pierwsze słowa.
Nie powinnam ich uznawać, gdyż żadne nie brzmi "mama".
Pierwsze to "tata" - w życiu nie zgadniecie, co oznacza ;)
Drugie to "baa" - z pasją powtarzane, gdy uda jej się srutnąć czymś porządnie o podłogę.
czyli same dobre wieści u Was:*
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na nowym mieszkanku! A to, że nie musi mówić, żeby się kłócić- święta racja! I to jak się przy tym kłóci. Lilka jeszcze lubiła mocno gestykulować w wieku Agi, teraz po prostu leje Elizę.
OdpowiedzUsuńWiesz co, jak będę jechać, to zabiorę ze sobą prasowanie :)
OdpowiedzUsuń