Te dwa ostatnie tygodnie - od momentu otrzymania opinii z przedszkola do dziś - niemal dosłownie przeczołgały mnie po bruku.
Pierwsze próby ćwiczeń z Tymonem, naprzemiennie szukanie objawów i zaprzeczanie im. Gorączka myśli i odrętwienie. Wola walki, zastępowana poczuciem bezsensu...
Kiedy wychodziłam z gabinetu Pani Pedagog, nie podejrzewałam, że najsłabszym ogniwem terapii będę ja. Tymczasem, mimo utrzymywania przy wszystkich maski spokoju, psychicznie kompletnie się rozsypałam - znowu mocno schudłam, zaczęły się koszmary, napędzane dodatkowo innymi problemami, oraz znienawidzone bóle brzucha...
Przełom przyszedł dopiero kilka dni temu. We śnie przestałam być bezradną ofiarą. Zaczęłam się bronić, a w końcu walczyć.
Automatycznie przeniosłam to na jawę i powoli zaczynam wychodzić na prostą.
***
Tymon reaguje na terapię. Z dnia na dzień widzę postępy. Na razie niewielkie i niestałe. Spojrzenie w oczy bez przypominania, nazywanie emocji, zamiast krzyku.
Zdarzają się gorsze dni, wiadomo. To dopiero początek. Jednak widzę, że może być lepiej i to daje mi niesamowitego kopa pozytywnej energii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz