W gruncie rzeczy to proste.
Wystarczy wyciągnąć maszynę z szafy, wyjąć z torby dwa leżące od roku kawałki polaru i zacząć szyć. Nagle okazuje się, że da się przy dzieciach "coś" zrobić.
I jaka duma, gdy Tymon nie pozwala sobie ściągnąć ubrań uszytych przez matkę. ;)
Sesja zdjęciowa, ze względu na zakatarzenie modela, odbyła się w domu. Konkretnie - przed moim komputerem, ustawionym na odtwarzanie Strażaka Sama. Przeziębienie wzmaga poziom marudzenia, a ja cenię sobie spokój.
Sesja terenowa też będzie.
Kiedyś.
Sesja terenowa też będzie.
Kiedyś.
My Lovely Little Zombie
* ależ długi i po(ł)etycki tytuł mi się skrobnął...
Brawo! Zdolna mateczka:)
OdpowiedzUsuńzdolna bestia a ja mam nawet trudności z przyszyciem guzika:/
OdpowiedzUsuńPrześwietny dres! Zazdroszczę talentu, ja póki co tylko na drobne przeróbki się odważam, ale przyjdzie czas, że sama będę w stanie uszyć coś Pani Córce :) Ucałuj ode mnie Tymonka i Aguszkę :* :)
OdpowiedzUsuń