Rozglądałam się za czymś, czego zapewne zapomniałam, by jednak to ze sobą zabrać*.
Negocjowałam z P. zostawienie wielkiego, pluszowego misia.
***
I kocham, i się boję.
Przez ostatnie sześć lat przeprowadzałam się ośmiokrotnie. Mieszkałam już w schowku na szczotki i w wielkim domu. Z grupą studentów i ze starszą panią.
Miesiąc temu znowu stałam nad torbami, w które poupychałam trzy lata życia. I zastanawiałam się czy bardziej drżę ze strachu, czy ze szczęścia i podekscytowania.
***
Dziś, pierwszy raz od miesiąca, obudziłam się wyspana. Nie zmęczył mnie Tymon, który wgramolił się nad ranem do mojego łóżka, zagarniając połowę z tej niewielkiej przestrzeni, którą zostawiła mi Agnieszka. Nie wykończyła poranna pobudka, połączona z próbą wydłubania mi oczu i wygniecenia dziury w brzuchu, uskuteczniana przez moją córę.
Gdybym była programem komputerowym, wyświetliłabym dziś komunikat:
INSTALOWANIE AKTUALIZACJI PRZEBIEGŁO POMYŚLNIE.
Jestem w domu.
*a zapomniałam kurtek przeciwdeszczowych Tymona i Agnieszki
<3 Wiem co czujesz, Ewa :) I bardzo mnie to cieszy, to ostatnie zdanie - "JESTEM W DOMU" <3 :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudownie! Bardzo się cieszę Twoim szczęściem i spokojem! :)
PS. Liczę, że i u mnie "instalacja" przebiegnie sprawnie i w odpowiednim czasie ;)
A ja jestem u siebie juz pół roku. Tak naprawde u siebie, i nadal nie potrafie sie do tego przyzwyczaic....
OdpowiedzUsuńno teraz życzę Ci samych takich poranków :)
OdpowiedzUsuńwitaj w domu:-)
OdpowiedzUsuń