Zabawne, biorąc pod uwagę, że gdy pięć lat temu Ruda próbowała mnie namówić na trochę ruchu, sarknęłam, że nie zamierzam biegać, nawet, gdyby mieli mi za to zapłacić. ;)
W tym zaganianiu, pomiędzy piaskownicą, treningami (przerwanymi boleśnie przez kontuzję kolana), pracą i relaksem przy książce, odkryłam największy banał na świecie - jestem szczęśliwsza poza internetem. A skoro tak...
Wyszłam z domu.
Czuję się lekka, rozpiera mnie energia, do tego dzieci są już na takim etapie samodzielności, że gdy one babrzą się w piasku, ja czytam książkę na ławeczce.
Czyścimy Szpaka, zwanego dawniej (przez pewną pretensjonalną pannicę) Cestusem
Ona potem spadła.
Mam pewną awersję do piaskownic po odrobaczaniu...
Leni, matka najpiękniejszych kociąt jakie w życiu widziałam.
Garth (czarno biały), Floki (ze strzałką na pysku) i Vane (kanalarz)
Jax i Garth, a z tyłu pyszczek Varro.
Zenit (tudzież Zenek, Zenobiusz, Wredne Bydlę) - równie uparty,jak piękny.
Czaruś, zwany Cezarym (tylko przeze mnie)
jak juz psiałam na fb bosko wyglądasz na tym koniu z tym uśmiechem na twarzy aż nie można się nie uśmiechnąć!
OdpowiedzUsuń