Zaczyna nam troszkę doskwierać siedzenie w domu.
Poszłoby się na spacer,do babci "na kawę"... W sumie gdziekolwiek, byle nie w domu ;) Co prawda tu jest miło i bezpiecznie (i nikt nie piszczy, że na pewno jestem głodna, a dziecko musi ssać minimum 20 minut, żeby się najadać), ale jednak rutyna troszkę męczy.
Oczywiście tylko mnie - Tymek z rutyny zdaje się być zadowolony.
W końcu co może być fajniejszego niż mamina pierś, ciepełko przytuleniowe, śpiewanie kołysanek i czytanie o Domisiach, tudzież o Ptasim Radiu, Lokomotywie, Hipopotamie, czy Kaczce-Dziwaczce, a wieczorem kąpiel z Panem Tatą i noszenie na rękach (mój Pierworodny odkrył, że świat jest bardzo fajny, gdy ogląda się go z wysokości maminego ramienia). I to wszystko jest niesamowicie magiczne, czarodziejskie i niepowtarzalne, ale przecież Strzygi gonią po świecie i teraz pogoniłabym z Tymkiem. :)
A tu jak na złość: -16 na termometrze. I gdzie ja z tym Szkrabem pójdę w taki mróz? Chyba od razu do szpitala leczyć zapalenie płuc.
Tak więc siedzimy grzecznie w domu, wyglądamy tęsknie za okno i modlimy się o -5. A najlepiej pięć na plusie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz