Zaczęło się jeszcze przed budzikiem.
Przedwyjazdowe podekscytowanie zbudziło mnie za wcześnie.
W głowie: "To-ruń, To-ruń", plecak na plecy i biegiem na skm-kę.
Jakoś się w końcu trzeba dostać na wylotówkę z Gdańska.
***
Od razu zaznaczam - chciałam ruszać z Tczewa. Słowo GDAŃSK w połączeniu ze zwrotem POCZĄTEK PODRÓŻY budziło we mnie niewytłumaczalną niechęć. Podobnie jak określenie AUTOSTRADA. Ja chciałam ładnie jedynką od Tczewa do samego Torunia. Plany pokrzyżowała mi skm-ka, która za Chiny Ludowe nie chciała do Tczewa dojechać. Tzn. chciala, ale o 6.10 z Rumi. No ej. Żarty jakieś.
Chcąc nie chcąc, wysiadłam w Gdańsku i ruszyłam na wylotówkę. Klnąc pod nosem doszłam na przystanek i... podjechał autobus do Tczewa. :):):) Nikogo nie dziwi moja radość? :)
***
Pierwszy odcinek - ledwie 20 km - skończył się gdzieś w szczerym polu, pod drzewami. Uśmiechnięta od ucha do uch wyciągnęłam łapkę. Jeden samochód, drugi... Trzeci... O, o ten srebrny zjeżdża :)
W srebrnym samochodzie najsympatyczniejszy człowiek z jakim miałam przyjemność jeździć - i wliczam w ranking wszystkich swoich kumpli, przyjaciół, wujków, ciocie, brata i tatę. Godzina drogi, którą mi podarował minęła nawet nie wiem kiedy. Rozmowa o Hiszpanii, o strefach przemysłowych, wąskich rondach w strefach nie dla TIR-ów, o tym, że brzoskwinie to zły towar do wożenia, że Niemcy robią sobie pikniki na parkingach, specjalnie korkują drogi, a Hiszpanki mają strasznie zniszczoną skórę. O tym ile paliwa ciągnie TIR z 20-stoma tonami towaru na pace, gdy się jedzie pod górkę, o fiordach, które w rzeczywistości wcale nie są piękne, tylko czarne, brudne i brzydkie. O Murzynach, którzy ładują się na pakę, żeby przejechać przez granicę Wielkiej Brytanii, bo prawo tego kraju czyni ich poddanymi Królowej, gdy postawią stopę na angielskiej ziemi. I o karach, które dostają kierowcy, jeśli się ich z takim pasażerem na gapę złapie I o spełnionym marzeniu, by dojechać do KOŃCA drogi.
Gdybym mogła, gdyby droga wypadała nadal razem - nie wysiadłabym z tego samochodu.
Dziękuję M. Dużo mi opowiedziałeś, dużo radości dała wspólna jazda. Oby nas jeszcze kiedyś zetknął Los.
Ostatni przed Toruniem był TIR. A jakże :)
Lubię widok z wysokości kabiny ciężarówki.
- A Ty się nie boisz łapać TIR-y na stopa?
- Nieee... Mój Tata 20 lat jeździ TIR-em i nigdy nikomu nic złego nie zrobił, więc...
- ...No bo w sumie to gdzie tym wjechać? Do lasu nie da rady. Jedynie na parking. A na parkingu narobisz wrzasku i mnie ludzie zlinczują... A taki osobowy? Wszędzie wjedzie, zrobi z dziewczyną co chce. Nawet się autostopowiczka nie obejrzy o obronie nie mówiąc.
W sumie tak na to nigdy nie patrzyłam. Niemniej mądry, logiczny punkt widzenia :)
***
Tak oto Strzyga poznała autostop.
I coś jej mówi, że to będzie długa, owocna znajomość. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz